Wynagradzanie, czyli misja wybranych dusz
Nasz Dziennik, 2007-05-13
Wincenty Łaszewski
Zawsze zastanawiały mnie pewne słowa Matki Najświętszej wypowiedziane w ramach wielkiej tajemnicy fatimskiej. Dlaczego Maryja ogłasza, że "dobrzy będą męczeni"?
Wydawało mi się to co najmniej niesprawiedliwe, by w odpowiedzi na zło, jakie dotyka współczesny świat, wielkie cierpienie miało spaść na ludzi niewinnych, dobrych, świętych. Pomyślcie sami, czy to sprawiedliwe? Czy to nie źli ludzie powinni cierpieć za swoje złe czyny? Czy to nie autorzy zła powinni ponieść konsekwencje swoich grzechów? Przecież taka jest logika Boża, którą oglądamy choćby w misterium oczyszczenia po śmierci - w czyśćcu, który jest objawieniem Bożego Miłosierdzia wobec dusz ludzi grzesznych. Zostają oni poddani cierpieniu oczyszczającemu! Dlaczego więc za ich grzechy mają być oczyszczani "dobrzy"? Dlaczego z ich powodu ma - jak zapowiada Matka Boża Fatimska - wiele cierpieć niewinny i dobry Ojciec Święty? Dlaczego w ujawnionej w 2000 r. trzeciej części tajemnicy z Fatimy oglądamy wielką rzeszę kapłanów, osób zakonnych i ludzi świeckich idących wiernie za Ojcem Świętym - ludzi, którzy za chwilę przemienią się w orszak męczenników? Może ujmijmy to najkrócej: Dlaczego muszą cierpieć niewinni? To jedno z najtrudniejszych pytań naszej wiar...
Dlaczego Maryja płacze?
Rzeczywiście, tajemnica fatimska to wielka tajemnica. Nawet jej ujawnienie nie wyjaśnia największych zagadek Boskich planów. Tak myślałem do dnia, kiedy - dzięki otrzymanej od ks. Mirosława Drozdka dokumentacji - zacząłem studiować zapiski Siostry Łucji, które wyszły spod jej pióra w ostatnich miesiącach życia. Były wśród nich refleksje nad lipcowym objawieniem - tym, w którym Maryja przekazała dzieciom trzyczęściową tajemnicę o opanowaniu świata przez zło, o męczeństwie dobrych i o ratunku, jaki Bóg daje nam w Jej Niepokalanym Sercu.
Najpierw zrozumiałem podstawowy błąd ukryty w naszej ludzkiej logice. Otóż nie każde cierpienie ma moc oczyszczania. Nie każde jest "jak w czyśćcu". Bo gdy w objawieniach fatimskich Matka Boża płacze, smutek i łzy, jakie dzieci widziały na Jej twarzy, miały w sobie jedno tylko źródło. Maryja nie płacze z powodu naszych cierpień, naszej udręki, brzemienia nieszczęść, choćby największych, choćby związanych z najokrutniejszymi prześladowaniami, jakie w historii ludzkości rozpętał szatan. Matka Najświętsza płacze tylko z tego powodu, że bardzo wiele dusz idzie na wieczne potępienie. Ona płacze dlatego, że wiele Jej dzieci idzie do piekła. Płacze z powodu tego cierpienia. Bo ono nie ma sensu, bo jest wieczną przegraną, bo nie owocuje dobrem, nawróceniem, zmianą życia, zbliżeniem się do Boga. Ono od Boga odsuwa. Oddala na wieki.
Może - pomyślałem - "dobrzy cierpią" właśnie dlatego, że twórcy zła nie mogą go odcierpieć? Może cierpienie dobrych jest potrzebne, aby tamte dzieci Maryi nie wpadły w otchłań piekła? Może dzięki męczeństwu niewinnych ci źli ludzie zostaną ocaleni od śmierci na wieki i otrzymają łaskę cierpienia, które oczyszcza - ich przeznaczeniem będzie czyściec, choćby do końca świata, ale czyściec, w którym cierpienie ma sens, w którym ostatecznie zostanie im podarowane Niebo?
Fatima jak Ewangelia
Nie pojmie tego nikt, kto nie upodobni swego serca do Niepokalanego Serca Maryi i nie przejmie Jej myślenia, przede wszystkim zaś nie zacznie kochać jak Ona. Bo przecież - jak mówi Pan Jezus - nawet za przyjaciela oddaje się życie z największą trudnością. Cóż dopiero za człowieka obcego; jeszcze trudniej za kogoś, kto nas skrzywdził, zadał cierpienie, zabił moje dzieci... Takiemu człowiekowi życzymy mąk piekielnych! A Maryja z jego powodu płacze... I chce go uratować przed potępieniem wiecznym. Kto wpisze się w Jej przesłanie z Fatimy, stanie się nie widzem, ale czynnym uczestnikiem tego orędzia i będzie gotów dobrowolnie przyjąć cierpienie doczesne, by ratować grzeszników przed cierpieniem wiecznym, ten jest świętym! Tacy ludzie - a w wizji fatimskiej jest ich wielu! - są świętymi, bo potrafili wprowadzić w życie Ewangelię. Tacy ludzie żyją nowym przykazaniem miłości: kochają według miary samego Chrystusa. "Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, jak Ja was umiłowałem". Miarą prawdziwej chrześcijańskiej miłości nie jest "moja miłość samego siebie", lecz Zbawiciel! Jesteśmy ludźmi Nowego Przymierza i starotestamentalne "jak siebie samego" zostaje zastąpione miarą doskonałą. Fatima prosi właśnie o taką miłość: o miłość nieprzyjaciół na wzór Pana Jezusa, który przyjął za nich okrutną śmierć.
Potrzebna krew
Siostra Łucja napisała kiedyś słowa: "Jeśli nie dokona się aktu poświęcenia Niepokalanemu Sercu Maryi, wojna skończy się dopiero wówczas, gdy krew męczenników będzie na tyle obfita, że uśmierzy Sprawiedliwość Bożą".
W tym momencie przypominają się końcowe słowa trzeciej części tajemnicy fatimskiej i wszystko zaczyna układać się w jedną, logiczną całość. Pamiętamy, że kiedy żołnierze zabili "biskupa w bieli", a potem "w ten sam sposób" zostali zabici ci wszyscy, którzy postępowali za nim, pojawili się w wizji dwaj aniołowie. Ich rola jest tu najważniejsza - zbierają oni w kryształowe konewki krew męczenników zjednoczonych w swej śmierci z odkupieńczą śmiercią Chrystusa (wszystko dzieje się pod wielkim, symbolicznym krzyżem na wzgórzu za miastem, będącym znakiem Golgoty). Tę bezcenną krew "ludzi dobrych" aniołowie zanoszą przed Boży tron, aby przebłagać nią Boża Sprawiedliwość! Skończy się zło, przestanie ono opanowywać świat, gdy "krew męczenników będzie na tyle obfita, że uśmierzy Sprawiedliwość Bożą". Znamienne są cytowane słowa Siostry Łucji. Matka Najświętsza dała jej zrozumieć, że istnieją dwie drogi ocalenia świata przed karą Bożą (we współczesnych objawieniach, począwszy od La Salette, wciąż pojawia się wizja spadającej na ziemię karzącej ręki Syna Bożego. Pisała o tym nawet nasza św. Faustyna! Siostra Łucja odnotowała, że dziś zasługujemy na potop bardziej niż pokolenie Noego. Od takiej wizji rozpoczyna się też trzecia część tajemnicy fatimskiej: anioł już wykonuje na nas wyrok śmierci, zrzucając na ziemię iskry ognia mające spalić współczesny świat, jak kiedyś spopieliły Sodomę i Gomorę). Wisi nad nami karząca ręka Syna... Powstrzymać ją może tylko Matka Najświętsza - ale tylko dzięki naszemu zaangażowaniu w Jej dzieło. Ona jest jedną z nas i Bóg pragnie widzieć Jej współpracę z Boskimi planami zbawienia jako znak zaangażowania całego Kościoła! To też zaczyna być dla nas oczywiste. Zaczynamy rozumieć, dlaczego Maryja ma tak wielką rolę do odegrania we współczesnym świecie - ale zawsze w tym dziele mamy uczestniczyć również my!
Droga pokoju
Matka Najświętsza wskazuje nam na dwie drogi ocalenia. Pierwszą jest poświęcenie grzesznego świata Jej Niepokalanemu Sercu. Akt oddania Maryi uratuje świat, bo kiedy to, co zostało zbrukane przez zło, znajdzie się w ramionach Matki, szatan nie będzie już miał doń dostępu. Nasycanie złem przestanie być postępującym procesem, zło zacznie się cofać, aż w końcu zniknie otoczone dobrem i ciepłem miłości Maryi. To prawda dotycząca złej Rosji, złych kręgów społecznych, rodzin opętanych przez zło, serc złamanych przez grzech. Musimy jednak pamiętać, iż proces oczyszczenia ze zła w ramionach Matki nie jest kwestią jednej chwili. Świat musi trwać w poświęceniu Jej Niepokalanemu Sercu, by proces jego demonizacji został zatrzymany, a potem cofnięty. Jak upominał nas Jan Paweł II, poświęcenie nie może być aktem jednorazowym, trzeba je ustawicznie ponawiać...
Uratowanie świata zalewanego przez powódź grzechu ma się dokonać właśnie na drodze poświęcenia go Maryi. Bóg chce, aby świat został ocalony na drodze pokoju - tak jak ukazał to w wielkim fatimskim orędziu. Chce, by przemiany w świecie dokonywały się bez jednego wystrzału, by zło zapadło się do środka, by zostało pokonane od wewnątrz. Znakiem tego jest cud wycofania się wojsk sowieckich z Austrii w 1955 r. czy rozpad sowieckiego imperium po roku 1989. Tamte wydarzenia pokazują, że Bóg chce prowadzić świat drogami pokoju.
Ta droga nie jest łatwa - wymaga życia poświęceniem i przemieniania swego serca na wzór Niepokalanego Serca Maryi. Jest to jednak pierwsza droga, jaką zaplanował dla nas Bóg. Droga pokoju, droga, na której nie ma cierpienia ludzi dobrych...
Droga męczeństwa
Jeśli jednak nie dokona się tego aktu... - ostrzega Maryja - Bóg poprowadzi ludzkość inną drogą. Nie oznacza to, że odwróci się od człowieka, nie zaniecha swoich zamiarów miłosierdzia, nie przestanie kochać. Ale gdy droga pokoju nie zostanie wybrana przez świat, ludzkość wejdzie na drogę ratowania świat przez cierpienie.
I znów Matka Najświętsza ukazuje nam dwie możliwości. Pierwsza - przyznajmy, że przerażająca - jest opuszczeniem na świat karzącej ręki Syna. To droga wojen, głodu, śmierci. To apokaliptyczne ostrzeżenie, które przyniesie z sobą łaskę przemiany świata, obudzenia ocalałej ludzkości. To wariant ostateczny. Może zrozumiemy go lepiej, kiedy usłyszymy słowa Matki Najświętszej z jednego z najnowszych objawień (jego treść posiada kościelne imprimatur): "Jestem jednym z głosów błagających Boga, by interweniował dla ocalenia moich nienarodzonych dzieci". I Maryja ukazuje nam rozdarcie swego Serca. Z jednej strony pragnie ratować świat przed karą Bożą, z drugiej - nie chce pozwolić na to, by zabijano Jej najmniejsze dzieci. Co ma wybrać: ratować miliony nas czy ratować miliony nienarodzonych maleństw? Wiele wskazuje na to, że jedyną drogą położenia kresu aborcji jest ukaranie tego świata przez oczyszczający ogień i krew męczenników.
Ofiara dusz wybranych
Jest jednak jeszcze inna możliwość. Bóg - pisze Siostra Łucja - potrzebuje naszej przebłagalnej ofiary, potrzebuje krwi męczenników. Tylko ona może zamknąć piekło przed wielkim tłumem ludzi otumanionych przez szatana. Jednak? nie musi się to dokonać na apokaliptycznej drodze oczyszczenia ludzkości przez karę Bożą. Bóg prosi o cierpienie zastępcze? Pyta w Fatimie o naszą zgodę na cierpienie za grzeszników idących drogą potępienia. Pyta, czy jesteśmy gotowi ofiarować się cali w tej intencji, czy jesteśmy gotowi położyć swoje życie na ołtarzu ofiarnym i pozwolić, by uczynił z nami, co chce, by jeśli potrzeba, przyjął tę naszą ofiarę i uczynił z nas żertwę przebłagalną za grzechy świata.
Bo Bóg potrzebuje dziś męczenników, ale świat może być uratowany także przez to, co tradycja Kościoła nazywa białym męczeństwem - oddawaniem swego życia kropla po kropli.
Dziś to najważniejsza droga Fatimy. Wskazał na nią sam Chrystus, kiedy wybrał mieszkającą w pobliżu Fatimy Aleksandrinę Marię da Costa (1904-1955) i poprosił ją o przyjęcie cierpienia w intencji wynagradzania za grzeszników. Wskazał na nią Kościół, kiedy w roku 1995 Jan Paweł II wyniósł ową nieznaną nam "białą" męczennicę na ołtarze. Wskazała na nią Siostra Łucja, która oddała całe swoje życie właśnie w tej intencji, a Bóg chciał, by żyła długo i cierpiała wiele. Wskazał na to Ojciec Święty Jan Paweł II, który po zamachu na swoje życie i po zapoznaniu się z dokumentami fatimskimi złożył siebie na ołtarzu całopalenia - znowu za grzechy świata. Dziś wskazuje na to posługa ks. Drozdka, kustosza polskiej Fatimy, który jest zapracowany inną niż dotąd formą fatimskiego apostolatu, który żyje dziś "wyższą Ewangelią" - "Ewangelią cierpienia" (Jan Paweł II), który cierpi za grzeszników. Bo dziś tylko cierpienie przyjmowane w duchu wynagradzającym za świat może ocalić ludzkość.
To wyjątkowa łaska. To szczególne powołanie, dziś może udzielane przez Boga częściej niż dawniej. To droga wybranych dusz, które uratują świat.
Wincenty Łaszewski jest doktorem teologii maryjnej, pracownikiem Sekretariatu Fatimskiego działającym przy sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Zakopanem. Autor licznych książek i artykułów o Matce Najświętszej i Jej roli w życiu współczesnego świata przemian. Najbliższy współpracownik ks. Mirosława Drozdka, wspólnie z nim "ewangelizujący Fatimą" Polskę i świat. Powyższy tekst jest owocem ostatnich rozmów autora z kustoszem sanktuarium spod Giewontu.