16 lipca we wspomnienie Matki Bożej z Góry Karmel, patronki mamy Siostry Łucji, przypada kolejna rocznica jej śmierci.

P. Maria Rosa zmarła 16 lipca 1942 roku

Ze „Wspomnień s. Łucji z Fatimy”:
"Z powodu wieku i pracy jej stan zdrowia pogarszał się. Pewnego dnia, czując, że zbliża się koniec jej ziemskiej drogi, napisała list prosząc, abym przyjechała uściskać ja po raz ostatni. Ona nie mogła już do mnie przyjechać, a nie chciała umierać zanim mnie jeszcze raz nie zobaczy.


Przebywałam wówczas w instytucie aktywnego życia. Pokazałam list przełożonym, które nie wyraziły na to zgody. Poradziły, abym napisała do Matki, dodając jej otuchy i doradzając złożyć tę ofiarę Bogu.
Napisałam też do Księdza Biskupa Leirii. Jego Ekscelencja odpowiedział mi w tym samym tonie, informując, że polecił już jednemu z księży z Sanktuarium odwiedzić ją i zatroszczyć się, aby niczego jej nie brakowało. Zapewnił, że Matka jest pod dobra opieką, bo moje siostry zajmują się nią z wielką miłością i oddaniem.
Widząc w tej odmowie wolę Boga, napisałam do Matki, starając się dodać jej otuchy i doradzając Bogu złożyć ofiarę z tego cierpienia. Ja też się za nią ofiarowuję, prosząc aby Bóg ją uwolnił od cierpień.
Matka otrzymawszy mój list powiedziała:
- A więc nie pozwolą jej wrócić do Fatimy nawet kiedy ja umieram! Gdybym wiedziała, że tak będzie, nie pozwoliłabym jej tam jechać! Ale składam Bogu tę wielką ofiarę, aby On jej strzegł i pomagał zawsze być dobrą.
Klęcząc, płakała z twarzą schowaną w dłoniach.


Jakiś czas później, czując zbliżający się koniec, poprosiła moją siostrę Teresę, żeby zamówiła połączenie telefoniczne, aby pożegnać się za mną przynajmniej p[rzez telefon. Siostra zaprowadziła ją do telefonu, żeby potem nie tracić czasu na przyprowadzenie jej. Po uzyskaniu połączenia Teresa powiedziała w czym rzecz: niech poproszą siostrę Łucję do telefonu, aby mogła pożegnać się z Matką, która czuje się bardzo źle, jest umierająca i chciałaby przynajmniej przez telefon, jeśli nie można w inny sposób, pożegnać się z córką, usłyszeć jej głos po raz ostatni. Jakież było rozczarowanie mojej biednej siostry, kiedy w telefonie usłyszała „nie”. Powiedziano jej, że na to także nie ma pozwolenia. Moja siostra nie mogła ukryć przed Matką treści tej rozmowy, ponieważ matka była przy tym. Oczekiwała na chwilę, kiedy będzie mogła wziąć słuchawkę, aby powiedzieć mi swoje ostatnie słowa na ziemi.
Matka usłyszawszy kolejną odmowę, powiedziała szlochając:
- Jeszcze i tę krople wlał Bóg do kielicha goryczy, który muszę wypić na tej ziemi. Przyjmuję go w imię Jego miłości! Doświadczyła tej goryczy w imię miłości Boga.


Po upływie kilku dni, poprosiła, aby przenieść ją do pokoju jej Łucji, gdzie chciała dokończyć swych dni. Ksiądz z Sanktuarium udzielił jej w godzinie śmierci błogosławieństwa apostolskiego i odpustu zupełnego – w owych czasach udzielano umierającym takich błogosławieństw. Odeszła z ziemi do nieba 16 lipca 1942 roku, w dniu Matki Bożej z Góry Karmel, której była wierną wyznawczynią i nosiła jej szkaplerz. Pokój jej duszy.
Przełożone ukryły przede mną to ostatnie wydarzenie. Dowiedziałam się o tym, znacznie później. Opowiedziała mi moja siostra Teresa, podczas jednej z wizyt. Nawet wtedy, płakaliśmy razem ofiarowując nasze łzy Bogu, za wieczny odpoczynek naszej matki, wierząc, że Bóg przyjął ją w swe pełne miłości, ojcowskie ramiona. Zabrał ją do Nieba, gdzie otrzymała zapłatę za to co czyniła dla Niego i dla dobra bliźnich do końca swych dni na ziemi.


13 października Pani ukazała się również w swym tytule Matki Bożej z Góry Karmel; przyszła zabrać do siebie panią Marię Rosę w dniu, kiedy Kościół czci Maryję w tym właśnie wezwaniu, 16 lipca 1942 roku. Ta, która nigdy nie odważyła się wyznać wiary w prawdę Objawień, ponieważ uważała, że to zbyt wielka rzecz, by mogła dziać się w jej rodzinie, wstąpiła w Światło wieczności i ujrzała prawdę.


Siostra Łucja zanotowała to wydarzenie, które zawsze jest bolesne dla tego, kto pozostaje po ziemskiej stronie. Chociaż wiara oświeca te chwile i nadaje sens przejściu z tego brzegu na drugi, natura ludzka cierpi z powodu zerwanych więzi tkających nasze życie i im bliżsi nam odchodzą, tym bardziej boli.
Łucja otworzyła przed nami serce córki takimi słowami: „nie wiem, dlaczego śmierć przynosi jakiś dziwny żal i gorycz dla biednej natury ludzkiej. To ten kawałek ciała, który nosimy w piersi, który nie przestaje kochać jedynie Boga! Spokojnie, mimo wszystko, chcę tego, czego Bóg chce i nie proszę Go o nic więcej prócz tego, by działa się Jego Najświętsza wola!”.

 

POWRÓT