Cud ojca Peytona

Są ludzie, którzy otrzymali od Boga szczególny dar Ducha Świętego – mądrość. Ci, co ją posiedli i potrafili pouczyć o niej innych, jaśnieją jak gwiazdy na nieboskłonie. Tak wysławia ich Biblia. Ludzie ci patrzą na historię świata w świetle Objawienia. Widzą, że blask Maryi pada na dzieje ludów i narodów, na losy całego ziemskiego globu. Wiedzą, że na świecie trwa wielkie duchowe zmaganie dobra ze złem, a strony tej bitwy zostały ustalone od początku. Po jednej – Maryja i Jej potomstwo, po drugiej – szatan i jego sprzymierzeńcy. Duchowi mędrcy stanęli po stronie zwycięskiej – przy Maryi. A Ona po ich stronie.

Jednym z nich jest ojciec Patryk Peyton.Zmarł on 14 lat temu, ale jego gwiazda wciąż jaśnieje na niebie. Co więcej, staje się ona dziś gwiazdą jeszcze większej wielkości. Czy wiemy, że w papieskim liście o różańcu znajduje się cytat zaczerpnięty z peytonowskiego hasła: „Rodzina, która modli się zjednoczona, zjednoczona pozostaje (p. 41)? W Roku Różańca woła do nas o. Patryk Peyton! To w oparciu o jego nauczanie Jan Paweł II sformułował apel wzywający rodziny do ponownego sięgnięcia po różaniec.

Był rok 1942. Na świecie trwała woja. Niedawno wyświęcony amerykański kapłan, Patryk Peyton, czytał opis bitwy pod Lepanto, w której flota chrześcijańska powstrzymała turecką armadę od opanowania portów śródziemnomorskich i wyruszenia na Rzym. Młody ksiądz czytał, jak żołnierze i żeglarze, a także ich rodziny oraz rzesze wiernych odmawiały przed bitwą różaniec. Czytał o wstawiennictwie Maryi, któremu w 1571 r. zawdzięczano nieosiągalne po ludzku zwycięstwo. Patryk Peyton zrozumiał: taki właśnie różaniec – odmawiany przez żołnierzy, ich matki i ojców, ich braci i siostry – może zakończć wojnę! Niech tylko każda rodzina klęknie do modlitwy. Niech powstanie wielka krucjata rodzinnych różańców!

Różańcowy dom

Ale do założenia Krucjaty Różańca Rodzinnego nie wystarczyła lektura pobożnej książki. Wielu czytało ją przed Peytonem, a jednak nie pobudziła ich ona do działania. Gdzie tkwi sekret Peytona? W uświadomieniu sobie podobieństwa cudu pod Lepanto z życiem jego rodzinnego domu w Irlandii.

„Dobry Bóg pozwolił mi urodzić się w różańcowej rodzinie… Każdego wieczoru rodzice gromadzili nas – dziewięcioro dzieci – na wspólną modlitwę różańcową. W oczach świata byli bardzo ubodzy. Mieszkali w małym domku, uprawiali kawałek ziemi, ciężko pracowali, by zdobyć codzienny chleb. Ale duchowo byli milionerami. Byli bogaci w wiarę… Do naszych uszu dochodził dźwięk ich głosów…Dziękowaliśmy Panu za to, co przyniósł dzień, chwaliliśmy Go, wielbiliśmy, uznawaliśmy Go za głowę naszego małego domu. Taki był przykład dawany dziewiątce dzieci wieczór za wieczorem… Byliśmy pewni, że Bóg dał nam ojca i matkę, którzy są prawdziwymi przewodnikami, za którymi możemy iść bez obaw, i że nasz dom znajduje się pod opieką Najświętszej Matki u Jej Syna.”

Rodzina Peytonów była „domowym Kościołem”, w którym królował Chrystus, gdzie ludziom bliżej było do wartości nieba niż do świata ziemskich sukcesów. Była to rodzina Bogiem silna. Jan Paweł II uczy: „Rodzinom ludzkim potrzebna jest moc, która pochodzi od Boga samego, gdyż inaczej nie sprostają one swemu powołaniu. Rodzinom potrzebna jest ta Boża moc, zwłaszcza w naszych czasach”.

Znamy budujące opisy życia rodziny Siostry Łucji, wizjonerki fatimskiej. Kto wie, może nadszedł czas, by w odpowiedzi na powtarzające się apele Ojca Świętego przyjrzeć się również innym przykładom prawdziwie świętego życia rodzinnego. Na prtzykład życiu ubogiej rodziny Peytonów.

Ocalony, by głosić chwałę Maryi

Poza różańcowym doświadczeniem z lat dziecinnych przyszłego apostoła Matki Bożej uformowało pewne przeżycie z lat seminaryjnych. Zupełnie nieoczekiwanie młody Patryk miał nocą bardzo silny krwotok, który lekarze uznali za śmiertelny. Powodem okazał się zlekceważona, bardzo zaawansowana gruźlica płuc. Kiedy młody organizm okazał się silniejszy niż się spodziewano, zdecydowano się ratować chorego serią operacji, które miały – jak tłumaczono – „pozwolić płucu odpocząć, spowodują jednak u chorego kalectwo do końca życia”. Peytonowi miano m.in. usunąć kilka żeber, a kilka innych złamać. Tak drastyczny zabieg był jego jedyą szansą ocalenia przed śmiercią.

Ale kalectwo oznaczało koniec marzeń o służbie kapłańskiej. Młody Peyton był bliski psychicznego załamania.

Wtedy jeden z jego profesorów, ks. Korneliusz Hagerty, rzucił mu wyzwanie: „Masz wiarę, ale jej nie używasz… Dała ci ją twoja matka. Matka Najświętsza będzie dla ciebie dobra na tyle, na ile ty oceniasz Jej dobroć. Jeśli myślisz, że jest dobra w pięćdziesięciu procentach, otrzymasz pięćdziesiąt procent. Jeśli myślisz o Niej, że jest dobra w stu procentach, będzie dla ciebie dobra w stu procentach… Pan Jezus i Matka Boża nie robią tyle, ile mogą. Powodem jest nasze przekonanie, że więcej nie potrafią. Ograniczamy ich przez organiczoność naszej wiary”.

Młody Peyton zaczął się modlić. „Tamtej nocy – wspominał później – całe moje życie zawarłem w modlitwie. Złożyłem je w ręce Boga i Najświętszej Matki”.

Modlił się, klęcząc na łóżku. Osłabiony opierał się rękami o ścianę po obu stronach maryjnego obrazu. Prosił, aby Matka Boża dała mu życie. Wszystkie siły włożył w odmawiany różaniec: „w „swoje codzienne pięćdziesiąt trzy Zdrowaś Maryjo”.

Jego modlitwa była tak wielkim wysiłkiem, że przełożony domu, John F. O’Hara, późniejszy kardynał, powiedział wiele lat później, że po tamtej nocy przy łóżku Peytona pozostały widoczne na ścianie ślady dłoni…

Nieoczekiwanie zdrowie chorego zaczęło się z dnia na dzień poprawiać i niebawem nasz seminarzysta był zupełnie zdrowy. Peyton wiedział, komu zawdzięcza ten cud: swej „stuptocentowej Matce niebieksiej”. Do końca życia uważał się za Jej dłużnika. Miał przecież nie żyć. Ocalał dzięki różańcowi.

Oto dlaczego po swej lekturze książki o Lepanto Patryk Peyton zaproponował ludziom odmawianie różańca – skutecznej modlitwy, o której mówiło jego najgłębsze doświadczenie.

Najpierw rekolekcje różańcowe

Patryk Peyton zaczął głosić rekolekcje różańcowe. Nie rozwodził się w nich nad problemami teologicznymi, nie rozważał katechizmowych formułek, nie mówił wysoko nad głowami słuchaczy. Opowiadał o swym doświadczeniu. Mówił ludziom o sprawach im bliskich. Mówił o rodzinie. Powtarzał: „Bóg stworzył rodzinę, kamień węgielny każdego społeczeństwa i może ona trwać tylko z Jego pomocą. Kiedy gromadzicie się każdego wieczoru, aby odmówić różaniec, pokazujecie Bogu, że chcecie bardziej polegać ja Jego mocy niż na własnych siłach i możliwościach. Wasz rodzinny różaniec jest sposobem mówienia Bogu, że szukacie najpierw Jego królestwa, ufni, że wszystko inne będzie wam dodane”.

Wizja o. Peytona zaczynała się z wolna urzeczywistniać. Wszędzie, dokąd dotarł ze swymi naukami pozostawiał tysiące rodzin modlących się na różańcu. Ale do ilu parafii, do ilu ludzi zdoła dotrzeć jeden kapłan? Peyton był pragmatykiem. Obliczył, że jeśli co tydzień głosiłby kazania w parafii liczącej pięć tysięcy ludzi, w ciągu roku pozyskałby dla różańca co najwyżej 150 tysięcy osób. Ilu ludzi usłyszy o Krucjacie po dziesięciu latach nieustannej pracy? Półtora miliona. A co z resztą kraju? Co z resztą świata? Trzeba było znaleźć nowe sposoby docierania do ludzi.

Wówczas w sercu o. Peytona narodziła się idea krucjaty. I hasło, które znajdujemy w liście apostolskim Jana Pawła II o różańcu: „Rodzina, która modli się zjednoczona, zjednoczona pozostaje” (p. 41).

Potem szalone dzieło pozbawione środków

Peyton i grupa pozyskanych współpracowników rozpoczyna wielką kampanię listową. Postanowiono najpierw poinformować o celach krucjaty i poprosić o modlitewne wsparcie wszystkich biskupów. Peyton nie miał maszyny do pisania, więc dyktował listy uczniom w klasie. Inne dzieci robiły w mieście zbiórkę na koperty i znaczki. Wreszcie 21 listopada, w święto Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny – bo wszystkie ważne rzeczy Peyton podejmował w dni poświęcone Matce Bożej – listy zostały zaniesione na pocztę. Potem w podobny sposób chciano wysłać listy do wszystkich proboszczów Stanów Zjednoczonych. Miały być one wysłane 11 lutego, we wspomnienie Matki Bożej z Lourdes. Był jednak pewnien problem: przed Peytonem leżała góra 12 tysięcy listów, a żaden z nich nie miał znaczka. Wówczas o. Patryk przypomniał sobie o słowa Korneliusza Hagertego i rozpoczął Maryjną nowennę. Wszystkie listy uczynił własnością Matki Najświętszej i zawierzył Jej ich los. I oto nastąpił cud: w czasie trwania nowenny zaczęły npływać małe datki od ludzi chcących wesprzeć to Boże dzieło. W święto Pani z Lourdes, czyli ostatniego dnia nowenny, kwota wyniosła 380 dolarów, czyli dokładanie tyle, ile trzeba było na wysłanie „Maryjnej własności”.

Nowy środek apostolski – media

Poczta płynęła w świat, w każdą niedzielę w innej parafii o. Peyton mówił o różańcu. Ale to wszystko było mało. I wtedy nasz różańcowy duszpasterz dostrzegł możliwości, jakie stoją przed środkami masowego przekazu. Docenił skuteczność działania radia, telewizji, wysokonakładowych dzienników, bilboardów… Dlaczego nie miały one służyć Bogu? Ale jak zaistnieć na rynku mediów, nie mając do dyspozycji żadnych środków finansowych? O. Peyton znał odpowiedź. Jaką? Tę samą, której uczył się od swoich rodziców. Tę samą, której nauczył się w obliczu czekającej go operacji płuc, tę samą, która zaowocowała cudem pod Lepanto. Bez reszty zawierzyć Maryi!

Patryk Peyton tak właśnie uczynił, po czym zwrócił się o pomoc – do samej jaskini lwa! Poprosił gwiazdy Hollywoodu, by poświęcili trochę swego czasu i talentu na propagowanie różańca. Odzew był zdumiewający. Wielu sławnych aktorów wyraziło gotowość pomocy, a przez nagrane audycje, wyśpiewane piosenki, nakręcone filmy świat w nowy sposób usłyszał o różańcowej modlitwie.

Metoda okazała się skuteczna. Z tygodnia na tydzień miliony ludzi zaczęły zwracać się ku modlitwie, na którą sama Maryja wskazała jako na środek ocalenia świata. Czynili to nie tylko głęboko wierzący. Za różaniec chwycili też ludzie zapatrzeni nie w Boga i Maryję, lecz w swoich ziemskich idolów. Skoro oni cenią sobie różaniec, to trzeba pójść za nową modą, modą różańcową!

Krucjatę wspierał Kościół. Krucjacie pomagały gwiazdy znane z ekranów telewizyjnych. Na owoce nie trzeba było długo czekać. Wrótce Krucjata ogarnęła całą Amerykę, a następnie cały świat.

Nieustanne cuda

„Nowy duch owiewa dziś lud Boży. W czasie, gdy wielu pozwala się wieść na manowce przez wpływ prądów materialistycznych, wielu innych zarzuciło kotwicę na skale istotnych wartości chrześcijańskich i dziś tworzą oni podstwę młodego, energicznego chrześcijaństwa pełnego nadziei”. Tak pisali biskupi belgiscy ogłaszający Krucjata Różańca Rodzinnego w swoim kraju. Rzeczywiście, w ich diecezjach zapisywało się do Krucjaty trzy czwarte katolickich rodzin!

Podobnie było w innych miejscach świata. W kanadyjskiej prowincji Ontario zapisało się 90% rodzin! W zlocie na Filipinach uczestniczyło dwa miliony ludzi z różańcem w dłoniach. W San Francisco i w Caracas w Wenezueli – ponad pół miliona. W Rio de Janeiro – półtora miliona. Przytoczone liczby to najbardziej spektakularne cuda, które wydarzyły się w latach 60-tych XX wieku. Ale było ich wiele więcej, a niektóre z pewnością o wiele, wiele ważniejsze. Mogą o nich mówić miliony osób, które doświadczyły prawdziwości słów: „Rodzina, która modli się zjednoczona, zjednoczona pozostaje”. Nikt z tych ludzi nie ma wątpliwości, że ich rodziny ocalały w cudowny sposób. Jak nikt nie wątpi w to, że zgromadzić na modlitewne zloty nieprzebrane tłumy mogła tylko Matka Najświętsza…

Właśnie zloty były głównym motorem rozwijania się Krucjaty Różańca Rodzinnego. Poprzedzały je miesiące przygotowań angażujące kapłanów i świeckich, dzieci i młodzież, robotników i studentów. Orędzie o Krucjacie było niesione do każdej rodziny. Jak pisał filipiński arcybiskup Antonio Li Mabutesy, „odwiedzimy te okazały się bardzo skutecznym środkiem wprowadzenia Maryi do każdej rodziny: udzielano krótkiego pouczenia na temat codziennego różańca odmawianego przez całą rodzinę, wspólnie odmawiano różaniec, na koniec nowi członkowie podpisywali zobowiązanie i otrzymywali świadectwa”. Wielki zlot był wspólnym spotkaniem się na modlitwę wszystkich różańcowych rodzin danego miasta czy regionu.

Testament Peytona

Ojciec Peyton mówił w 1991 r., niespełna rok przed śmiercią: „Bóg obdarzył mnie zaszczytem oddania mego życia kapłańskiego nieustannemu głoszeniu światu potęgi różańca, aby w ten sposób związać rodziny z Maryją… W pierwszych latach mojej pracy Bóg zaprowadził mnie do gwiazd Hollywoodu, aby przez nich zapoczątkować Krucjatę Różańca Rodzinnego. Ludzie ci ofiarowali szczodrze swe nazwiska, sławę, czas i zdolności dla wysławiania różańca… Poprzez elektryczną ambonę uczynili świat wioską, w której rodziny mogły usłyszeć o różańcu, pokochać go i żyć prawdą słów: «Rodzina, która modli się razem, pozostaje razem».

Obecnie, w ostatnich latach mego życia Bóg prowadzi mnie w swej dobroci do biskupów całego świata – oni są gwiazdami czasów obecnych…”

W swej proroczej wizji o. Peyton widzi biskupów świadomych znaczenia różańca. To oni mogą pobudzić lud Boży do ponownego odkrycia tej cudownej modlitwy. Podobnie uważa Jan Paweł II, który swój list Rosarium Virginis Mariae kieruje przede wszystkim do biskupów.

A może nasze rodziny są już na tyle dojrzałe duchowo, by nie czekać na głos biskupów i już teraz sięgnąć po różaniec?