Była dokładnie godzina 14.00 czasu oficjalnego

 

Relacja człowieka ze świata nauki, profesora uniwersytetu w Coimbra

 

Była dokładnie godzina 14.00 czasu oficjalnego, to znaczy godzina 12.00 według czasu słonecznego. Słońce przebiło się przez grubą warstwę ciężkich chmur, świecąc teraz jasno i intensywnie.

Odwróciłem się w kierunku owego "magnesu" przyciągającego oczy tłumu. Był nim słoneczny dysk z ostro zarysowanym konturem, jasno świecący, ale nie rażący oczu. Podważam późniejsze opowieści, że ów dysk był srebrny, był on raczej przejrzysty, błyszczący, o lustrzanym perlistym kolorze. Nie przypominał księżyca widzianego w gwiaździste noce, jako że był on 'żywym ciałem'. Nie był kulisty jak księżyc ani nie miał jego koloru. Raczej wyglądał jak szkliste koło wykonane z masy perłowej. Nie można go też porównać ze słońcem oglądanym przez mgłę (mgły wówczas nie było). Ów dysk świecił i grzał, był bardzo wyrazisty, miał ostro zarysowany obwód. Nieboskłon pokrywały pierzaste chmurki, między którymi tu i tam widoczny był błękit...

Chmury płynęły z zachodu na wschód, ale nie przesłaniały tarczy słonecznej, jakby poza nią przepływając, choć czasami - przesuwając się przed słońcem - barwiły się odcieniami różowymi lub stawały się przezroczyste. Znamienny jest fakt, że można było patrzeć na świecącą i grzejącą tarczę bez odczuwania jakiegokolwiek bólu siatkówki oka. Wyjątkiem stały się dwa momenty, gdy słońce wysłało promienie mocno błyszczące i tak gorące, że zmusiły wszystkich do odwrócenia wzroku. Całe zjawisko trwało 10 minut. Słoneczny dysk nie pozostał w bezruchu. Jego zachowanie nie było jednak iskrzeniem się ciała niebieskiego.

Nagle krzyk grozy i przerażenia wypełnił dolinę. Słońce zaczęło wirować wokół własnej osi i wydawało się, że oderwie się od niebieskiego sklepienia i runie na ziemię.

Wrażenie było przerażające. Podczas tego zjawiska słonecznego, które starałem się szczegółowo opisać, następowały zmiany koloru w atmosferze. Patrząc na słońce, zauważyłem, że wszystko wokół mnie jakby się ściemniło. Najpierw spojrzałem na przedmioty, które były w moim pobliżu, potem przeniosłem wzrok dalej, aż do horyzontu. Wszystko, jak okiem sięgnąć, miało kolor ametystu. Wszystko - to znaczy i przedmioty obok mnie, i niebo, i atmosfera, i ludzie - było tego samego koloru.

Pobliski dąb rzucał na ziemię cień również w kolorze ametystu. Przestraszyłem się, że coś się stało z moimi spojówkami, więc odwróciłem się, zamknąłem oczy, osłaniając je mocno dłońmi. Przez cały czas byłem odwrócony tyłem do słońca. Kiedy wreszcie otworzyłem oczy, zobaczyłem, że cały krajobraz miał kolor purpury jak przedtem. To wrażenie nie miało jednak nic wspólnego z zaćmieniem słońca. Gdy ponownie spojrzałem na dysk słoneczny, zauważyłem, że atmosfera się rozjaśnia. Wkrótce potem usłyszałem pełen zdumienia głos wieśniaka, który stał koło mnie: "Patrzcie, ta kobieta jest cała żółta!".

W istocie, teraz z kolei wszystko przybrało zabarwienie żółte: i to, co było blisko, i to, co znajdowało się daleko. Wszystko było koloru ciemnożółtego adamaszku. Ludzie wyglądali tak, jakby cierpieli na żółtaczkę. Dobrze pamiętam uczucie, jakie mnie w tamtym momencie ogarnęło. Było to uczucie zdziwienia, że wszyscy wokół wyglądają tak odrażająco i brzydko. Moja własna ręka także była żółtego koloru.

Joseph Xavier