Zamach na Jana Pawła II - znak eschatologiczny
Nasz Dziennik, 2007-05-13
Wincenty Łaszewski
Jest co najmniej kilka objawień, których przesłanie wiąże się z osobą Ojca Świętego Jana Pawła II i które stają się dla nas czytelnym i naglącym wezwaniem właśnie w świetle polskiego pontyfikatu.
Przede wszystkim mamy na myśli objawienia w Fatimie z jej licznymi związkami ze Stolicą Świętą, z jej tajemnicą objawioną dzieciom w lipcu 1917 r., ze światłem udzielonym Hiacyncie, która oglądała w wizjach cierpienie Papieża. Jest objawienie w Betanii (Wenezula) - nadprzyrodzona interwencja Maryi uznana przez Kościół wraz z wpisanym w nie uprzednim widzeniem zamachu na życie Jana Pawła II i ze słowami Matki Najświętszej mówiącej o Papieżu Polaku jako o wielkim proroku danym na współczesne czasy. O Janie Pawle II opowiada też słynna wizja Ojca Świętego Leona XIII, któremu Bóg ukazał, że stuletnie panowanie szatana zakończy się w 1984 r. - dzięki poświęceniu świata Niepokalanemu Sercu Maryi przez naszego Papieża. Jest wreszcie objawienie w Quito w XVII-wiecznym Ekwadorze - wizja, która w dużej części mówiła o wieku XX i w którą został wpisany apokaliptyczny element, jakże wspaniale zilustrowany przez to, co stało się 13 maja 1981 roku. W świetle objawienia z Quito zamach na Ojca Świętego otrzymuje nowy wymiar: staje się dla nas znakiem eschatologicznego zwycięstwa.
Schemat naszego ocalenia
Przypomnijmy najpierw, że wizjonerką w Quito jest siostra zakonna koncepcjonistka (zakon założony dla czczenia tajemnicy Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny), Mariana de Jesus Torres y Berriochoa, która pojawiła się w annałach historii dopiero w końcu XX stulecia, stąd też i otrzymane przez nią objawienia przez ponad 300 lat pozostawały w głębokim ukryciu. Dopiero współczesne pokolenia mogą poznać słowa Matki Najświętszej z 1634 r.: "Gdy wydawać się będzie, że zło już zwyciężyło, będzie to znak nadejścia mojej godziny, kiedy Ja w cudowny sposób zrzucę z tronu nadętego pychą i przeklętego na wieki szatana, depcząc go mą stopą i skuwając go kajdanami w przepaściach piekielnych". Nam, Polakom, od razu przypominają się słowa gubernatora Franka, który podczas hitlerowskiej okupacji naszych ziem napisał: "Gdy wszystkie światła zgasną, pozostaje jeszcze Jasna Góra..." - jej maryjnego światła nikt nie zdoła zagasić, ono też w końcu wyprowadzi ludzi na światło wolności. Natomiast wszystkim katolikom, którym bliskie było maryjne nauczanie Jana Pawła II, przychodzą na myśl słowa z jego listu do biskupa Fatimy: "Zanim zmrok zapadnie nad naszą historią, Bóg odrzucony i odepchnięty przez człowieka przygotowuje mu schronienie. Tak jak uczynił na Kalwarii, tak i teraz zawierza ludzkość Maryi, swojej i naszej Matce".
Przeanalizujmy to niezwykłe orędzie zapowiadające triumf Maryi. Najpierw szatan ogłasza swoje ostateczne zwycięstwo. Wszystko wydaje się już stracone, nad historią świata zaszło już słońce pokoju, dobra, sprawiedliwości. Nim jednak wszystko opanuje ciemność, w szarówce, jaka przez chwilę ogarnia świat, pojawia się coś, co może być tylko skutkiem cudownej interwencji pochodzącej nie z tego, przegranego już świata. Trąby diabelskie, które zaczynają już grać pierwsze dźwięki pieśni zwycięstwa Lucyfera, nieoczekiwanie zaczynają zmieniać melodię, grać coś zupełnie innego, niż podaje partytura piekła. Wypadając z rąk zdumionych diabłów, rozdzierają niebo wspaniałym hymnem na cześć Niepokalanej. A wówczas na świat wylewa się morze łask, które zatapiają zło... Pierzchają czarci, pozostają tylko ludzie wpatrzeni w Niebo...
Taki wydaje się schemat naszego ocalenia. Dlatego nie traćmy do końca nadziei. Nawet gdy już słońce zacznie zamykać swą powiekę, ufajmy, że Bóg - choć odrzucony - przygotował nam ratunek... Nawet gdy wszystkie struktury tego świata zostaną opanowane przez ludzi szatana, gdy zostanie nam odebrana wszelka ludzka nadzieja, gdy prześladowany Kościół zostanie zepchnięty do katakumb, a największym przestępstwem będzie wiara w Boga, gdy Dekalog Boga zostanie zastąpiony przez katalog szatański, gdy wszystkie światła zgasną, nawet wtedy dla Nieba pozostanie jeszcze wiele czasu na to, by wszystko zmienić. To do Boga - wbrew ludzkiej nadziei - należeć będzie ostatnie słowo.
Taki wydaje się plan ocalenia świata. Mieć taką wiarę, która nie zwątpi do końca, która wytrwa nawet wtedy, gdy po ludzku nic nie będzie stało po jej stronie - oto zadanie, jakie zostawił nam Jan Paweł II. Nam, wpatrzonym w jego postać, łatwiej w to uwierzyć, bo Matka Boża Fatimska pozostawiła niezwykły znak w zamachu na jego życie 13 maja 1981 roku.
Papież zginął, a żyje
Możemy, odwołując się do trzeciej części tajemnicy fatimskiej, powiedzieć, że tamtego dnia "biskup w bieli" rzeczywiście został zabity. Jan Paweł II musiał zginąć; wyrok śmierci został na nim wykonany. Ale Matka Najświętsza zatrzymała go na progu śmierci. Czy ten sam zdumiewający schemat nie jest obecny w pierwszej części wspomnianej tajemnicy? Tam również został wykonany wyrok... Anioł z ognistym mieczem zrzucił już z Nieba snopy iskier mających podpalić świat. Jednak świat nie został unicestwiony. Trwa nadal. Żyje dzięki interwencji Matki Najświętszej, która wyciągniętą ręką zgasiła spadający na ziemię ogień. Świat został uśmiercony, a jednak żyje. To samo stało się na placu watykańskim we wspomnienie Matki Bożej Fatimskiej w 1981 roku. Wyrok został wykonany, ale Jan Paweł II... nie umarł.
To był cud, który zawiera w sobie eschatologiczne przesłanie. Mówi on o triumfie po ludzku niemożliwym, a jednak rzeczywistym. Ten cud jest znakiem, który wskazuje na inne wydarzenia i pozwala je zrozumieć w świetle Bożym. Mówi on, że szatan nigdy nie zwycięży w świecie, że nigdy nie będzie miał w nim ostatniego słowa. Nawet jeśli całą ludzką historię będzie można już opisywać tylko w czasie dokonanym. Nawet wówczas dla Matki Najświętszej będzie jeszcze wiele czasu, by wszystko zmienić.
Zauważmy, że na odniesienie zwycięstwa nad szatanem wystarczył Maryi czas tak niesłychanie krótki, że żaden ludzki przyrząd pomiarowy nie byłby go w stanie zarejestrować. To czas między wyjściem kuli z lufy pistoletu trzymanego przez Aliego Agcę i momentem, gdy położyła się ona na podłodze papieskiego jeepa. Możemy używać czasowników "spowalniających" czas, bo taki był dla Matki Najświętszej lot śmiercionośnego pocisku. Dla Maryi, która była wówczas obecna na placu św. Piotra, ten pocisk leciał przez wieczność. Bez trudu wprowadziła go w taniec, w którym ominął on wszystkie żywotne organy Papieża, po czym upadł bezwładnie u nóg sekretarza, dziś kardynała, ks. Stanisława Dziwisza. I ten, który miał zginąć, został zatrzymany na progu śmierci.
Rzeczywiście, kula, która przeszyła ciało Ojca Świętego, ominęła o 4-5 milimetrów tętnicę brzuszną wspólną. "Gdyby ta tętnica została uszkodzona, organy w jamie brzusznej straciłyby krew w ciągu pięciu minut. Nie byłoby szans na uratowanie życia. [Tymczasem] kula uszkodziła organy jamy brzusznej i spowodowała rany w przewodzie pokarmowym... Pocisk przeszedł przez ciało i wyszedł na zewnątrz tuż obok kręgosłupa, nie uszkadzając splotu nerwowego. Dlatego Papież nie jest sparaliżowany". Te słowa zostały wypowiedziane przez prof. Gabriela Turowskiego, immunologa z Krakowa, będącego członkiem sześcioosobowego zespołu specjalistów, którzy sprowadzeni z całego świata w rzymskim szpitalu Gemelli roztaczali opiekę nad Papieżem. Podobnie mówił operujący Ojca Świętego profesor Crucitti: "Zauważyłem coś niewiarygodnego. Kula zdawała się biec zygzakiem przez żołądek, omijając witalne organy. Ominęła również aortę. Jeśli by ją przebiła, Ojciec Święty wykrwawiłby się przed dotarciem do szpitala. Ominęła też kręgosłup. Wyglądało to tak, jakby kula była przez kogoś prowadzona w taki sposób, by nie spowodowała nieodwracalnych zniszczeń".
Taniec Fatimy
Wiemy, kto prowadził tę kulę. To był drugi taniec Fatimy, jaki znamy we współczesnej historii. Pierwszy raz 13 października 1917 r. na rozkaz Maryi w przestworzach Nieba roztańczyło się słońce. Dodajmy, że ten cud był powtarzalny. Towarzyszył potem wielu pofatimskim objawieniom Matki Najświętszej, do dziś jest widywany w wielu miejscach Jej szczególnej obecności, np. w sanktuarium w rwandyjskim Kibeho. W ogrodach watykańskich oglądał go także Ojciec Święty Pius XII w przeddzień ogłoszenia dogmatu o Wniebowzięciu Matki Bożej w sierpniu 1950 roku.
Drugi cud - taniec kuli w wąskim korytarzu czasu na placu św. Piotra, też jest powtarzalny. Warto o tym pamiętać i z ufnością stawiać czoła wyzwaniom współczesnej epoki. Przecież 13 maja 1981 r., w dniu fatimskim, w zamachu ujawnił się godny uwagi paradoks. Akt nienawiści, który był kwintesencją odrzucenia Boga i wyparcia się Go, dzięki interwencji Matki Bożej stał się widzialnym znakiem mocy Niepokalanego Serca Maryi. Akt, który był w intencjach swych przerażająco bezbożny, nie tylko okazał się bezskuteczny, ale doprowadził też Papieża do aktu poświęcenia ludzkości Matce Bożej, który zmienił oblicze ziemi, zapoczątkowując niezwykłe przemiany w Europie i świecie. Akt ten miał zwrócić się przeciwko samym autorom zamachu i niemal dokładnie dziesięć lat później uwolnić Kościół od prowadzonych przez nich prześladowań Kościoła!
Opatrznościowe wydarzenie, które od tamtej chwili związało Jana Pawła II z Matką Bożą Fatimską, pozostaje w swej najgłębszej istocie tajemnicą. Jest to jednak tajemnica dana nam po to, abyśmy starali się ją przeniknąć, jak zresztą uczynił to sam Papież. Mamy poznać, jak Bóg przemawia poprzez "znaki czasu", by "wszystko stało się bardziej przejrzyste i zrozumiałe", a Jego głos "mógł być łatwiej słyszany i łatwiej rozumiany".
Także w obliczu wielkich zagrożeń, które stawiają pod znakiem zapytania samo istnienie świata.