Cud Św. Dominika
Nazwisko tego hiszpańskiego świętego nie jest szeroko znane; gdyby zaczęto nam opowiadać o „św. Guzmanie”, początkowo nikt z nas nie wiedziałby, o kim mowa. A chodziłoby o św. Dominka, założyciela dominikanów. Cała tradycja Kościoła zgodnym głosem uważa go za „twórcę” różańca.
Przypomnijmy: od czasów Aleksandra IV (1261 r.) potwierdziło ją trzydziestu dziewięciu papieży, a wzmiankę o św. Dominiku jako pierwszym apostole różańca otrzymanego od Najświętszej Maryi Panny znajdujemy w dwustu czternastu wypowiedziach zawartych w papieskich bullach, dekretach i encyklikach. Na przykład Grzegorz XIII pisał: „Różaniec został wprowadzony przez św. Dominika, aby uśmierzyć gniew Boży i wyjednać wstawiennictwo Najświętszej Maryi Panny.”. Zaś Sykstus V nauczał w 1586 r. w encyklice Deum Innefabilis, że „Święty Psałterz lub różaniec, natchniony przez Ducha Świętego, został – jak wiemy – ogłoszony przez św. Dominika”.
Wielki teolog, dominikanin Greginald Garrigou–Lagrange, nauczyciel Jana Pawła II, kiedy ten był studentem w rzymskim Angelicum, mawiał: „Najświętsza Maryja Panna objawiła św. Dominikowi rodzaj modlitwy, do tamtej pory nie znanej, która, jak powiedziała, będzie jedną z najskuteczniejszych broni w walce z przyszłymi błędami i z trudnościami. Pod Jej natchnieniem św. Dominik udał się do zamieszkiwanych przez heretyków wiosek, zgromadził tłum i nauczał go o misteriach zbawienia – wcieleniu, odkupieniu, życiu wiecznym. Zgodnie z tym, o czym go pouczyła Maryja, dokonał on rozróżnienia pomiędzy różnymi rodzajami tajemnic i po krótkiej nauce odmawiał dziesięć Zdrowaś Maryjo. To, czego nie zdołało uczynić słowo kaznodziei, dokonywała w sercach ludzkich słodka modlitwa. Jak obiecała Maryja, okazało się to najbardziej owocną formą przepowiadania”.
Zwróćmy uwagę, że nauczyciel Ojca Świętego uderza w dwie struny różańcowej tradycji. Z jednej strony Dominik miał otrzymać objawienie, w którym Maryja przekazała mu różaniec. Z drugiej, św. Dominik miał stać się narzędziem pierwszego różańcowego cudu. Kiedy zaczynamy pochylać się nad źródłami, szybko okazuje się, że nie możemy traktować tych tematów oddzielnie, bowiem ów cud dokonał się na skutek objawienia różańca. I… posłuszeństwa, jakie Dominik natychmiast okazał Matce Najświętszej.
Czas otworzyć wielką księgę Bożej historii.
Jest rok 1203. Trzydziestotrzyletni Dominik wyrusza na misję ewangelizacyjną do południowej Francji, gdzie szerzy się herezja albigensów.
Herezja jakby współczesna
Kiedy czytamy o tej herezji, mamy wrażenie, że w naszej księdze przewróciliśmy pomyłkowo zbyt wiele kart i czytamy o wydarzeniach nam współczesnych. Ale nie - katarzy, inaczej albigensi, żyli w XII w. Ich herezja była bardzo przewrotna, głosiła bowiem oczyszczenie obyczajów i reformę Kościoła, przyciągając do siebie ludzi gorliwych i bezkompromisowych. Jednak – jak podają stare dokumenty – „wyrywała z ziemi Kościoła zarówno rośliny ziemskie, jak i niebieskie: to, co rzeczywiście wymagało oczyszczenia, i to, co było niezmiennym i boskim skarbcem Kościoła”. Ponadto katarzy byli mistarzami propagandy – czynili z występków kleru publiczne skandale i wykorzystywali je dla własnych celów.
Tak samo postępują dzisiejsi heretyccy reformatorzy Kościoła nagłaśniając w mediach grzechy duchownych.
Pod apelem albingensów o oczyszczenie Kościoła kryła się nauka całkowicie sprzeczna z chrześcijaństwem. Ale za to wychodząca naprzeciw ludzkiemu rozumieniu świata! Heretycy uczyli, że to nie Bóg, ale diabeł stworzył widzialny świat, i stąd tyle na nim cierpienia i grzechu. (Do dziś największym argumentem za nieistnieniem Boga jest właśnie fakt istnienia zła i ludzie chętnie podają ucha naukom, które w prosty sposób umieją rozwiązać ten problem.) Albigensi głosili naukę opartą na wczesnochrześcijańskiej herezji manicheizmu o istnieniu dwóch najwyższych istot: Dobra i Zła; pierwsza rządzi sprawami ducha, a druga – materią. Konsekwentnie negowali wszystko, co jest związane z materią: jedzenie, picie, prokreację, posiadanie dóbr ziemskich. Głosili skrajną ascezę, a nawet zachęcali do ostatecznego aktu porzucenia materii, jakim było dla nich samobójstwo (i pozbawianie życia najbliższych, nawet małych dzieci). Świat, który chcieli stworzyć nosił wszelkie cechy „cywilizacji śmierci”, której dziś tak mocno przeciwstawia się Papież, a która okazuje się niezwykle oporna na wszelkie działania i wszelką argumentację.
Potęga błędnej nauki
Herezja albingensów okazała się trudna do pokonania. Bezskutecznie walczyli z nią wysyłani do południowej Francji cystersi, wyśmiewani za swą otyłość i brak ascezy. Niepowodzeniem skończyła się nawet misja św. Bernarda z Clairvaux. Nawrócenie heretyków okazało się tym trudniejsze, że wyznawany przez nich dualizm stał się niebawem ruchem społecznym i politycznym, wywołując zamieszki i krwawe powstania. Nie pokonała go nawet pierwsza krucjata zwołana przez Kościół katolicki w 1181 r. Próżna okazała się misja papieskich legatów i kaznodziejów z 1206 r. Kiedy wysłannicy papieża spotkali się ze św. Dominikiem, ten wyjaśnił, że heretyków można pokonać tylko jedną bronią: ascezą przewyższającą ich wyrzeczenia. Niebawem okazało się, że on również nie miał racji.
Dominik przez wiele lat działał gorliwie, ale zupełnie bezskutecznie. Na nic zdawały się płomienne kazania, próby indywidualnych rozmów, nieustanne wędrówki po krainie opanowanej przez średniowieczną „cywilizację śmierci”. Święty Dominik zwalczał albigensów jeszcze surowszym trybem życia i pogardą dla ciała: „Jak gdyby klin klinem wbijał, pościł… o chlebie i zimnej wodzie, nocą czuwał.” Heretycy podziwiali Dominika, ale obstawali przy swoim.
Argument maryjny
Było jednak coś, co przykuwało uwagę albingensów, coś, czego nie mogli ani ośmieszyć, ani wykorzystać jako argument przemawiający za ich racjami. Otóż Dominik swoją działalność uzupełniał nieustającą modlitwą do Matki Bożej. Przemierzając szlaki Europy, mocnym śpiewał na cześć Maryi „Ave Maris Stella” („Witaj Gwiado morza”). Modlił się do Matki Miłosierdzia, a centrum swojej kaznodziejskiej działalności do tego stopnia uczynił Jej świętość, że w wielu dokumentach nazywano go „sługą Boga i sługą Najświętszej Maryi Panny”.
Tu znajdujemy klucz do jego późniejszego sukcesu… Na razie jednak trud podejmowany przez Dominika wydawał się bezcelowy. Bezcelowy do tego stopnia, że święty uznał, że nie ma sensu apostołować przykładnym umartwieniem i kazaniami, których nikt nie sucha. Pozostało jedno: zwrócić się całym sobą ku formie apostolatu, której nie można było kwestionować. Oddać się modlitwie do Najświętszej Maryi Panny. Tak uczynił. I wówczas niebo wreszcie odpowiedziało.
Legenda, a może fakt
Św. Ludwik de Montfort wielokrotnie opowiadał o tym cudzie. Niech nie zraża nas język legendy, jakim się posługuje w swym wykładzie; nie wiemy, ile opisanych przez niego nadzwyczajnych zjawisk miało charakter historyczny, a ile jedynie dydaktyczny. Autor Traktatu pisze:
„Św. Dominik, widząc że ciężar grzechów uniemożliwia albigensom nawrócenie, odszedł w lasy w pobliżu Tuluzy, gdzie modlił się bez przerwy przez trzy dni i noce… Wówczas ukazała mu się Najświętsza Maryja Panna w towarzystwie trzech aniołów i powiedziała: «Drogi Dominiku, czy wiesz, jakiej broni chce użyć Błogosławiona Trójca, aby zmienić ten świat?… Chcę, abyś wiedział, że w tego rodzaju walce taranem pozostaje zawsze Psałterz anielski, który jest kamieniem węgielnym Nowego Testamentu. Jeśli więc chcesz zdobyć te zatwardziałe dusze i pozyskać je dla Boga, głoś mój Psałterz».
Św. Dominik powstał pocieszony i płonąc gorliwością nawrócenia ludzi z tej okolicy ruszył prosto do katedry.”
Teraz następuje szereg cudownych zjawisk, którym możemy, ale nie musimy dać wiary.
„Natychmiast niewidzialni aniołowie uderzyli w dzwony, aby zgromadzić ludzi na kazanie św. Dominika.
Na samym początku kazania rozpętała się przerażająca burza, ziemia się zatrzęsła, słońce utraciło blask, a grzmoty i błyskawice były tak wielkie, że wszystkich ogarnął lęk. Jeszcze większa trwoga ich ogarnęła, kiedy spojrzeli na obraz Najświętszej Maryi Panny umieszczony na naczelnym miejscu i zobaczyli, że Maryja trzykrotnie unosi ku niebu dłonie, by przyzywać Bożą pomstę, jeśli się nie nawrócą, aby naprawić swoje życie i szukać opieki u Świętej Bożej Rodzicielki.
Bóg chciał przez te nadprzyrodzone zjawiska rozpowszechnić nowe nabożeństwo świętego różańca i uczynić je szeroko znanym.
W końcu, w odpowiedzi na modlitwy św. Dominika burza ucichła, a on zaczął nauczać.”
Wracamy do historycznego wątku. Św. Ludwik kończy swoją opowieść słowami: „Tak gorąco i przekonująco wyjaśniał znaczenie i wartość świętego różańca, że niemal wszyscy mieszkańcy Tuluzy przyjęli go i odrzucili fałszywe wierzenia. W krótkim czasie dało się zauważyć w mieście wiele zmian na lepsze. Ludzie zaczęli wieść chrześcijańskie życie i porzucili swoje poprzednie złe obyczaje”.
Wiemy, że odtąd św. Dominik poświęcał swoje kazania wyjaśnianiu poszczególnych prawd wiary (ujętych w formę tajemnic różańcowych) i tłumaczył słuchaczom, jak się modlić (odmawiać różańcowe modlitwy). W krótkim czasie miał nawrócić całą południową Francję, odstępcy mieli powrócić z radością na łono Kościoła, i po albingensach nie zostało śladu. Mówi się, że przez św. Dominika sama Matka Boża Różańcowa zgasiła ogień herezji deszczem łaski i przyprowadziła swój lud z powrotem w jasne słońce Bożego stworzenia, aby sławił Życie, aby wychwalał Istnienie, i aby błogosławił swego Stwórcę.
Metoda prosta i skuteczna
Jeżeli dziwi kogoś cudowna skuteczność maryjnej katechezy głoszonej przez św. Dominika, niechaj przypomni sobie, co stało się w 10 grudnia 1836 r. w paryskim kościele Matki Bożej Zwycięskiej. Świątynia ta od kilkunastu lat świeciła pustkami, na msze i nabożeństwa odprawiane przez gorliwego proboszcza przychodziło zaledwie parę starych kobiet. Kiedy ks. o. Karol Desgennettes w otrzymanym z nieba objawieniu usłyszał, że ma poświęcić parafię Niepokalanemu Sercu Maryi, ogłosił podczas niedzielnej liturgii, że wieczorem odprawi nieszpory maryjne, po których poda szczegóły działalności Bractwa Matki Bożej. Wówczas na wieczorne spotkanie świątynia wypełniła się po brzegi! Był to początek rozkwitu kościoła Notre Dame de Victoires, który kilka lat potem gościł już pielgrzymów z niemal całego świata.
Tak i św. Dominik odwołał się do tego, co w ludziach najgłębiej ukryte i co Bogu najmilsze: do macierzyńskiej obecności Maryi. I do różańca – narzędzia wybranego przez niebo, by ocalić świat.
Może i my powinniśmy za jego pomocą przeciwstawić się współczesnej „cywilizacji śmierci”?