Papież fatimski

Maryjny znak w śmierci Papieża

Największy, najbardziej zasłużony - dla przemian politycznych w świecie, dla dialogu, dla tolerancji, dla praw człowieka, dla pokoju... To wszystko prawda, miejmy nadzieję, że światowe środki komunikacji po raz kolejny nie powtórzą swego błędu z 1981 i 1989 r., kiedy Jan Paweł II został zamknięty w ramy przywódcy politycznego i światowego autorytetu, kiedy nie chciano wypowiedzieć nawet półgłosem słów "Bóg" i "Maryja". Tymczasem Jan Paweł II sam niewiele znaczył - nie on był największy, największy był w Nim Bóg. To był święty, a więc człowiek wypełniony Bogiem! I ten Bóg działał w Nim z mocą. Do końca. I to o Bogu, o planach Jego Opatrzności i o roli, jaką odgrywa w nich Matka Najświętsza mamy mówić. Nawet ze ściśniętym gardłem, nawet przez łzy. Pan dał nam znak, a my mamy obowiązek zapatrzyć się w Niego. Czynimy to razem z Maryją, papieską Matką.

Jan Paweł II w pełni żyje, a my? My uczymy się od Matki Najświętszej, która dokładnie tydzień przed śmiercią Papieża, w tamten wielkosobotni dzień, przechowywała w swym Niepokalanym Sercu wiarę Kościoła. Uczymy się przestawać opłakiwać śmierć i zaczynamy trwać w zadumie i oczekiwaniu... Jakże te dwa tygodnie są do siebie podobne! W tamten czwartek, wieczorem, zaczęła się męka naszego Pana, w ten - nieoczekiwanie pogorszyło się zdrowie naszego Papieża. W piątek zaczęła się agonia Chrystusa, tydzień później agonia Ojca Świętego. Tyle że u Jana Pawła II z Bożych wyroków została ona przedłużona wielką modlitwą Kościoła na sobotę: dzień Matki Najświętszej. O 21.37 zakończyła się papieska droga krzyżowa, zapadła cisza wiecznego odpoczynku, która niebawem - jak w poranek wielkanocny - zostanie przerwana objawieniem się mocy Boga w świecie. Na razie żyjemy wiarą, pełni oczekiwania i nadziei. Wiemy, że Papież odszedł do Nieba, by być jeszcze bliżej nas. Czujemy, że nie jesteśmy bez Ojca, choć On nie jest już widzialną głową Kościoła. Stał się dla nas niewidzialny, niewidzialnie obecny, dający znaki, czyniący cuda. Już pierwsze oglądają nasze oczy.

Zaczynamy je dostrzegać, kiedy klękamy do modlitwy. Nagle widzimy, że nasz ukochany Papież pozostawił nam w swej śmierci wiele znaków.

Bierzemy je do ręki, jeszcze nieczytelne, i podnosimy do oczu. I oto nagle wszystko układa się w logiczną całość!

Zaczynamy coś rozumieć, przeczuwać. Najpierw to, że Papież zmarł w pierwszą sobotę.

Zwycięstwo nadchodzi w pierwsze soboty

Ten dzień to była pierwsza sobota miesiąca. Od momentu zrozumienia roli fatimskiego orędzia w dniu zamachu w 1981 r. pierwsza sobota stała się umiłowanym dniem Papieża. Od tamtego czasu jak każdy, kto praktykuje nabożeństwo pierwszych sobót - żył on od pierwszej soboty do następnej. Za Siostrą Łucją mógł powtarzać: "Co do mnie, muszę wyznać, że nigdy nie czułem się tak szczęśliwy, jak wtedy gdy przychodzi pierwsza sobota". Może dlatego, że wówczas wypełniało się Jego oddanie do końca Maryi. Przecież Siostra Łucja pisała zaraz po cytowanych przed chwilą słowach: "Czy nie jest prawdą, że największym naszym szczęściem jest być całym dla Jezusa i Maryi, i kochać Ich, Ich wyłącznie, bezwarunkowo?". Tak, dla Jana Pawła II każda pierwsza sobota była dniem szczęśliwym, dniem bycia całym dla Jezusa i Jego Matki.

Każda pierwsza sobota była jednocześnie czasem bolesnego zastanawiania się nad tym, co jeszcze Papież może uczynić, aby rozpowszechnić na świecie nabożeństwo do Niepokalanego Serca. Ojciec Święty dobrze wiedział, że jest to ostatnie, niewypełnione żądanie Matki Bożej Fatimskiej, że ciąży na Nim jeszcze jedno posłannictwo. Przecież Matka Boża powiedziała w Fatimie o Jego zadaniu: poświęceniu Rosji i upowszechnieniu nabożeństwa pierwszych sobót. Ta pierwsza prośba Maryi została wypełniona w 1984 r. Druga pozostawała wciąż niepodjęta. Dlaczego? Papież sam mówił, że jest bezradny. W epoce odwrotu od pobożności maryjnej, gdy Episkopaty zaledwie trzech krajów oficjalnie zatwierdziły to nabożeństwo (od 1946 r. jest nim Polska) trudno Mu było narzucić Kościołowi powszechnemu coś tak tradycyjnego i zupełnie nieznanego.

Nie znaczy to, że Ojciec Święty nic nie robił. Jan Paweł II próbował mówić o tym nabożeństwie, posługując się w życiu wieloma znakami, także znakiem cierpienia, ale to wszystko jeszcze nie wystarczało. Przemówiła dopiero śmierć. Teraz każdy pyta: Pierwsze soboty, co to takiego? Czy śmierć w pierwszą sobotę to istota testamentu Jana Pawła II?

Być może dzień 2 kwietnia 2005 r. przejdzie do historii jako najważniejsza pierwsza sobota w dziejach świata. Była to ostatnia pierwsza sobota Jana Pawła II na ziemi. Znakiem Opatrzności jest to, że Ojciec Święty mimo agonii zdołał spełnić wszystkie warunki tego nabożeństwa. Była uprzednio spowiedź, była Komunia św., był Różaniec, była intencja wynagradzania za nas, grzeszników. I było "towarzyszenie Matce Najświętszej w Jej rozmyślaniu nad tajemnicami różańcowymi" - nad tajemnicą zbawienia! Ten najpiękniejszy element fatimskiego nabożeństwa, który polega na mistycznym doświadczeniu zjednoczenia z Maryją, przed dwoma dniami był dla Papieża najpiękniejszą chwilą życia! Nie bójmy się twierdzić, że kiedy zakończył się Maryjny Apel Jasnogórski, sama Maryja przyszła do Papieża, by ukazać mu to, co dotychczas widział w zwierciadle, niejasno. Jego piętnastominutowe wsłuchiwanie się w to, jak bije serce Matki, zakończyło się ostatecznym zjednoczeniem tych dwóch serc. Jedno przestało bić po to, aby Karola Wojtyłę ożywiało już tylko najpiękniejsze Serce - Niepokalane Serce Maryi, w którym jest ratunek dla świata.

W tym Sercu, tak bliskim każdemu z nas, jest nasz Papież Polak. Jest blisko. Kto chce go spotkać, powinien szukać Go w pierwszych sobotach.

Jasna Góra - miejsce zwycięstwa

Ostatnie chwile życia Jana Pawła II przypadły na czas Jasnogórskiego Apelu. Czy potrafimy dostrzec w tym Maryjny, pierwszosobotni znak zwycięstwa? Nie tylko dlatego że w tym roku obchodzimy 350-rocznicę zwycięskiej obrony jasnogórskiego klasztoru, a Ojciec Święty zdążył przed śmiercią poświęcić dwie korony na upamiętnienie tamtego wydarzenia. Te korony miały być znakiem, że to, co miało miejsce przed wiekami, jest osiągalne również dziś. I dziś Jasna Góra jest zwycięska! Znowu przez swój wątek pierwszosobotni.

Przecież nasz Naród, jako drugi po Portugalii, wypełnił życzenie Maryi i poświęcił się Jej Niepokalanemu Sercu. Zaowocowało to niezwykłymi łaskami, które zapewniły Kościołowi w Polsce wolność w czasach totalitarnego ateizmu. A poświęcenie to jest bramą do nabożeństwa pierwszych sobót. I właśnie dlatego, po uroczystym oddaniu naszych losów Niepokalanemu Sercu Maryi, Kościół w Polsce oficjalnie zapoczątkował nabożeństwo pierwszych sobót! Więcej, to dla umocnienia tego oddania Niepokalanej powstał Apel Jasnogórski! Kiedy śpiewano go w minioną sobotę, dawano świadectwo związków Jasnej Góry z nabożeństwem pierwszych sobót. Zdumiewająca zbieżność...

Bój, który jest zwycięski

Następny element znaku, który Ojciec Święty pozostawił nam w swej śmierci, znowu mówi o zwycięstwie odniesionym w Maryi.

To była ostatnia walka Papieża. Przecież tradycyjne modlitewniki tak właśnie określają chrześcijańskie umieranie. To był bój ostatni, ostatnia próba. Boimy się jej, nawet kiedy życie prowadzimy pobożne, bo czas umierania jest chwilą mroku i zwątpienia. Dlatego w modlitwie "Zdrowaś Maryjo" wołamy do Bożej Rodzicielki: "Módl się za nami, grzesznymi, teraz i w godzinę śmierci naszej".

Ojciec Święty, jak każdy konający człowiek, w tych ostatnich dniach walczył. Ale dodajmy od razu, że Jego konanie było niezwykłe, piękne. Jan Paweł II walczył pogodnie, pewny zwycięstwa. Pamiętamy Jego ostatni zapisek, litery pisane z pomocą sekretarza Dziwisza. O radości i Najświętszej Maryi Pannie. Jan Paweł II wiedział, że Ona stoi przy Nim, jak stała od pierwszych dni pontyfikatu. Przypominają się słowa wypowiedziane wieczorem, 18 października 1978 r., pierwsze słowa nowego Papieża, jakie rozbrzmiały na placu św. Piotra. Mówiły one o zgodzie kardynała Karola Wojtyły na przejęcie steru Kościoła poprzez zawierzenie wszystkiego Panience Przenajświętszej. Jego ostatnie słowa mówią o tym samym. I nie jest to przypadek.

Jan Paweł II to "Totus Tuus". W pierwszą sobotę i w każdy dzień. Ojciec Święty powtarzał swe zawierzenie nieustannie, przekuwał je na czyny, rozpoczynał nim wszystko, co czynił. Każdą kartę, którą miał zapisać, naznaczał zawsze dwoma słowami: "Totus Tuus". Tak mówią Jego najbliżsi współpracownicy, tak zaświadcza jego "Tryptyk rzymski", w którym umieszczono oryginalne zapiski Papieża. Na każdej stronicy jest u góry "Totus Tuus!". Zapewnia też o tym kartka, jaką napisał po zabiegu tracheotomii: "Co oni ze mną zrobili? A jednak [we wszystkim] 'Totus Tuus'".

Każda ostatnia chwila życia Jana Pawła II rozpoczynała się tym samym. Dlatego Papież nie mógł przegrać. Walczył pogodnie, wręcz z radością, pewny zwycięstwa. I przyszło ono w pierwszą sobotę.

Matka Miłosierdzia - pierwsza i ostatnia Przewodniczka

Nasz Papież zwycięsko zakończył swe ziemskie bojowanie i Bóg ukazał Mu swe miłosierne oblicze. Uczynił to, jak wierzymy, nie tylko dla Niego, bo Jego śmierć stała się znakiem Miłosierdzia dla nas i całego świata!

Przez cały swój pontyfikat Papież nucił "Salve Regina". Być może piękno tej maryjnej antyfony odkrył dopiero w Rzymie, gdzie w kościołach śpiewa się codziennie to ułożone w XI w. zaproszenie skierowane do Królowej, Matki Miłosierdzia, Tej, która jest naszym życiem, słodyczą i nadzieją, Tej, do której wołamy my, synowie Ewy, do której wzdychamy, jęcząc i płacząc na tym łez padole. Jan Paweł II śpiewał: "Przeto, Orędowniczko nasza, one miłosierne oczy swoje na nas zwróć, a Jezusa, błogosławiony owoc żywota Twojego, po tym wygnaniu nam okaż". Jan Paweł II umierał, kiedy odprawiano przy Jego łóżku pierwszą Mszę św. na Święto Bożego Miłosierdzia. Maryjna sobota - w tym roku pierwsza sobota - zawsze jest drogą ku tej uroczystości Jezusa Miłosiernego. Dwa dni temu Królowa Miłosierdzia poprowadziła Go tą drogą i okazała Janowi Pawłowi II Wielkiemu Jezusa, błogosławiony owoc żywota swojego.

I znowu przed naszymi oczami ukazuje się kolejna maryjna klamra. Pamiętamy przecież: swe pierwsze kroki po wyborze Ojciec Święty skierował do kaplicy Matki Bożej Miłosierdzia znajdującej się w podziemiach Bazyliki św. Piotra!

Jaskółka wiosny chrześcijaństwa

Kolejny kawałek Boskiego witraża bierzemy do ręki z bólem i trwogą. Zewsząd słychać, że z chwilą śmierci Papieża coś się na zawsze skończyło, że nie ma już takich ludzi jak On, że teraz świat do końca straci panowanie nad sobą, a Kościół popadnie w głęboki kryzys. Powiada się: odszedł Ojciec Święty, a my pozostaliśmy bez Ojca i bez Świętego. Dlatego tak wielu nie chciało, aby odszedł.

A jednak nie mamy powodu do lęku. Przecież widoczne znaki zbliżania się Papieża do progu śmierci zaczęły się pojawiać w dniu Zmartwychwstania, kiedy Kościół zamienia modlitwę "Anioł Pański" na "Regina Coeli". "Królowo nieba, wesel się, Alleluja" - Jan Paweł II zaczął śpiewać pieśń zwycięstwa. I umierał pogodnie. Mówili o tym wszyscy z Jego otoczenia, napisał to nam w swym ostatnim zapisku. "Jestem radosny". A nie jest On egoistą... Ta radość nie wiązała się tylko z pewnością, że Matka Boża przyjdzie po Niego, że Chrystus już otworzył dla Niego szeroko drzwi. Papież nie bał się umierać. Kiedy patrzył w przyszłość, widział nadchodzącą wiosnę chrześcijaństwa, cywilizację miłości, triumf Niepokalanego Serca Maryi. Nie bał się odejść do wieczności, bo przekroczenie jej progu jest już nawet czymś więcej niż przekraczaniem progu nadziei. To przejście przez próg pewności! Konający Papież nie tylko przed sobą, ale także przed nami widział jasną przyszłość.

Spełnianie się wizji Jana Bosko

W tym momencie staje przed naszymi oczami jeszcze jedna Madonna - Wspomożycielka Wiernych. Nieodparcie przypomina się nam bowiem wizja, jaką miał św. Jan Bosko.

O czym mówi widzenie założyciela salezjanów z 1862 r.? Ogląda on bitwę morską, w której niezliczone okręty atakują potężny żaglowiec, dowodzony przez Papieża. Bitwa jest zacięta, ale siły wrogie Kościołowi są tak przeważające, że wynik zdaje się przesądzony. Wówczas ukazują się dwie kolumny, do których Ojciec Święty kieruje swój statek. Jest już bardzo blisko, kiedy zostaje zabity przez nieprzyjaciół. Ci wydają okrzyk zwycięstwa. Ale zaraz na miejsce zabitego Papieża pojawia się następny. Wydaje rozkazy i niebawem Kościół cumuje do kolumn ocalenia. Armada szatana wpada w rozsypkę, okręty wroga zaczynają tonąć. Ze śmiertelnego boju Kościół wychodzi zwycięsko.

Na tych kolumnach ocalenia widzi Jan Bosko dwa symbole. Pierwszy to figura Niepokalanej, drugi - Eucharystia (zob. "Wizja św. Jana Bosko").

I znowu pojawiają się nieoczekiwane znaki. Przecież z woli Papieża miniony rok był Rokiem Niepokalanego Poczęcia, ten jest Rokiem Eucharystii! Kościół płynie w kierunku ocalenia. Jan Paweł II wiedział, że ten, który przyjdzie po Nim, dokończy dzieła: przycumuje Kościół do Maryi i do Eucharystii.

A dodajmy jeszcze, że Jan Bosko całe swe życie poświęcił pracy z młodzieżą i że jest on jej patronem. Przywołajmy niemy szept Jana Pawła II: "Szukałem was. Teraz przyszliście do mnie, i za to wam dziękuję". Ojciec Święty, umierając, myśli o młodych... Zaś wizjoner św. Jan Bosko jest "od młodzieży"...

Ostatnie słowa Siostry Łucji

Już 13 lutego Siostra Łucja przepowiadała odejście Papieża. W wizji, którą miała w momencie śmierci, wołała: "Serce Jezusa, Niepokalane Serce Maryi. Z Franciszkiem, Hiacyntą i Ojcem Świętym idziemy, idziemy, idziemy..." W tym mistycznym widzeniu naprzeciw konającej wizjonerce wyszli nie tylko mali pastuszkowie z Fatimy, ale i nasz Papież. Ojciec Święty znał te słowa, wiedział, że niebawem umrze. Zamykał kolejne księgi swej apostolskiej działalności i otworzył przed nami wielką Ewangelię cierpienia. Wskazywał już na nią wielokrotnie, teraz jednak nadał jej ostateczny sens. Ukazał światu, jak odchodzi się do Boga...

Fatima, Fatima, co to takiego? - pytamy jak kiedyś zdumiony Ali Agca, gdy dowiedział się, że Matka Boża cofnęła Papieża stojącego na progu śmierci. Tym razem przeprowadziła Go przez próg, tak jak zupełnie niedawno przybyła po Siostrę Łucję. Dodajmy, że zdumiewający jest ten przedział czasu: na tyle długi, by uderzona struna konania Siostry Łucji wybrzmiała do końca, ale na tyle krótki, by w pisanej dla nas symfonii fatimskiej nie zapadła cisza. Teraz brzmi w naszych uszach papieska struna, uderzona w pierwszą sobotę, śpiewająca radosne "Magnificat". Gdy powoli zacznie cichnąć, zagrają może nasze instrumenty?

Papieskie "Amen"

Kiedy konał, by świadomy. Ostatnim słowem wypowiedzianym przed śmiercią było "Amen". I od razu nasza myśl biegnie do Jego poprzedników, których tyle razy z upodobaniem cytował. To ks. kard. August Hlond i jego testament: "Nie traćcie nadziei. Zwycięstwo, gdy przyjdzie, będzie to zwycięstwo Najświętszej Maryi Panny... Walczcie z ufnością. Pod opieką błogosławionej Maryi Dziewicy pracujcie... Zwycięstwo wasze jest pewne. Niepokalana dopomoże wam do zwycięstwa". To również ks. kard. Stefan Wyszyński i jego słowa: "Przyjdą nowe czasy, wymagają nowych świateł, nowych mocy. Bóg da je w swoim czasie. Pamiętajcie, że jak kardynał Hlond tak i ja wszystko zawierzyłem Matce Najświętszej i wiem, że Matka Boża w Polsce słabszą nie będzie, choćby się ludzie zmieniali".

Teraz pada krótkie, pogodne Amen. Bo czas się wypełnia, bo to, co zapowiedzieli kardynałowie, jest już na wyciągnięcie ręki.

I wreszcie... Wielki Maryjny witraż

Rację mają znawcy fatimskiej problematyki: wszystko układa się w logiczną całość. Tu nie ma miejsca na dwuznaczności.

Nie ma wątpliwości - w śmierci Papieża Bóg pozostawił nam maryjny znak. Naszym oczom jawi się witraż, który oświetlony światłem modlitwy ukazuje nadchodzące zwycięstwo. Nie lękajmy się! Przyjdzie następca Jana Pawła II, który zacumuje okręt przy kolumnach ocalenia: Eucharystii i Niepokalanej.

Chrześcijanie odkryją piękno i moc nabożeństwa pierwszych sobót, a ruszą papieskim szlakiem - drogą mistyki i kontemplacji, cnoty i nieustannego nawrócenia. Kościół zatwierdzi oficjalnie pierwszosobotnie nabożeństwo, a nieprzyjaciel naszego zbawienia zostanie pokonany. Wypełni się orędzie z Fatimy!
Snujemy te rozważania o maryjnej tajemnicy umierania Papieża, ale w sercu jest jeszcze tyle bólu i tęsknoty. Ciężko nam, choć Bóg pierwsze dni żałoby uczynił tak świąteczne i wymowne. Najpierw pierwsza sobota, potem Święto Bożego Miłosierdzia, zaraz po nim uroczystość Zwiastowania - kolejne maryjne święto mówiące o tym, że zaczyna się nowy czas.

Kiedy wołamy do Niego w tym nowym czasie: "Ojcze Święty", wydaje się nam, że słyszymy Jego głos. On nagle jest bliżej nas niż wtedy, kiedy mieszkał na Watykanie. Słyszymy Go. Jakby na nasze wezwanie "Ojcze Święty", odpowiadał: "synu święty", "córko święta". I to jest cała nasza rozmowa. Za życia powiedział już wszystko. Teraz On każe nam być świętymi. By podjąć Jego dziedzictwo. By odczytać Maryjne drogowskazy, które dał nam w swej agonii.

Wincenty Łaszewski