Apostołka pierwszych sobót

Wincenty Łaszewski

Czy chcemy tego, czy nie, Bóg reżyseruje spektakl po tytułem Dzieje świata. Sam wybiera czas i miejsce akcji, sam wyznacza role. Gdybyśmy znali cały scenariusz tej Boskiej sztuki, to patrząc na wielka scenę, gdzie indziej kierowalibyśmy oczy. Nie przykuwałyby naszej uwagi postacie z pierwszych stron gazet, wielkie nazwiska czy wielkie pieniądze. Wiedzielibyśmy, że główny nurt historii płynie zazwyczaj przez miejsca nieznane, ludzi nic nie znaczących, przedsięwzięcia mało spektakularne. Tak było w pierwszym stuleciu, kiedy o losach świata nie decydował cesarz August, ale nieznana nikomu uboga dziewczyna z Nazaretu, Maryja. Podobnie jest i dziś...

Kto z nas, wierzących, odpowiedziałby w ulicznym sondażu, że najważniejszym wydarzeniem XX w. były objawienia w Fatimie, a jedną z bohaterek - Łucja dos Santos, żyjąca do dziś wizjonerka? A to przecież dzięki niej wojna domowa nie przeniosła się z Hiszpanii do sąsiedniej Portugalii. To dzięki niej Portugalia zachowała neutralność podczas drugiej wojny światowej. To dzięki niej w latach sześćdziesiątych nie było wojny nuklearnej, a w 1989 r. upadł system komunistyczny. Dzięki niej, bo była ona posłusznym narzędziem Boga, nieużytecznym sługą Reżysera dziejów, współczesnym Jonaszem - prorokiem zwiastującym zagładę i ukazującym drogę ocalenia.

Łucji pozostała do odegrania jeszcze jedna rola - apostołki nabożeństwa pierwszych sobót, które ma zmienić oblicze Kościoła i świata. Z wyroków Bożych to wielkie zadanie mimo gorliwych wysiłków wizjonerki do dziś nie jest dokończone.

Nieodpowiednie narzędzie?

Od początku s. Łucja starała się zachęcać wszystkich do praktykowania nabożeństwa pierwszych sobót. Co jednak mogła zrobić zakonnica zamknięta za murami klasztoru? Jaką rolę może grać na scenie dziejów świata aktor siedzący w mrocznym kącie sceny? Zdawać by się mogło, że Maryja wybrała nieodpowiednią osobę. S. Łucja nie miała kontaktu z ludźmi. Nie miała widowni, która by ją mogła usłyszeć. Pozostały rozmowy ze spowiednikiem i stare pióro...

Ale może wszystko to zostało w ten sposób wyreżyserowane po to, by jeszcze pełniej objawiła się Boża chwała? By ludzie widzieli, że rozpowszechnienie nabożeństwa pierwszych sobót jest owocem działania łaski, a nie potężnych środków reklamy i promocji? Nie po raz pierwszy Bóg wybrał taką dziwną drogę. Choć niekiedy było też inaczej... Na przykład Cudowny Medalik objawiony św. Katarzynie w ciągu kilkunastu lat znalazł drogę do ludzkich serc. Nim Katarzyna odeszła do swego umiłowanego Boga, objawione jej nabożeństwo cieszyło się już ogromną popularnością na całym świecie. W przypadku s. Łucji jest jednak inaczej. Jakby Bóg zwlekał, czekał na coś. Na inne czasy? Na inne potrzeby? Na inny (wyjątkowo potężny?) atak sił ciemności? Może... Ale Łucji polecił przygotować wielki siew.

Bóg wybrał "nieodpowiednie narzędzie". Ale skoro taka jest Jego wola, s. Łucja zgadza się na nią całkowicie i nie czuje się zwolniona od wielkiego zadania, jakie od początku wyznaczyła jej Matka Najświętsza. Pamiętamy, że Maryja powiedziała w Fatimie: "Ty pozostaniesz dłużej. Chcę posłużyć się tobą".Miała się nie tylko modlić w ciszy karmelitańskiego klasztoru. Miała zrobić wszystko, co możliwe, by świat poznał wolę Matki Bożej. Stawiała więc małe kroki, które w oczach Bożych są wielkie. Ważne jest bowiem nie to, co robimy, ale jaką mamy intencję. Jeden list, jedna modlitwa, jedno słowo potrafią więcej niż cale lata aktywności wielkich stowarzyszeń, organizacji, zakonów. Liczy się uczynienie wszystkiego, co w naszej mocy, i całkowite zawierzenie Bogu. Tak postąpiła Łucja. Zawierzyła. I już się nie bała adresować koperty do biskupa czy nawet papieża. Już się nie martwiła, że jej wysiłki nie przynoszą widocznych owoców. Zrobiła wszystko, co mogła - niebu powierzyła działanie.

Święty obrazek z nadrukiem

S. Łucji nie brakowało inicjatywy. Już w 1927 r. postarała się o wydrukowanie świętego obrazka, na którego odwrocie były podane warunki nabożeństwa pierwszych sobót. Wiemy, że wysyłała go tym, z którymi nie mogła spotkać się osobiście. Potem te obrazki apostołowały już same. Wędrowały w inne ręce, były odczytywane przez - zdawałoby się - przypadkowe osoby, które odwiedzając dom, niechcący podnosiły obrazek ze stołu i czytały. Apostolat drukowanego słowa ma niezwykłą moc, a jego drogi są nieodgadnione. Niekiedy dopiero po kilku latach ktoś odczytywał opracowane przez wizjonerkę z Fatimy słowa... Tekst był głęboko przemyślany i przemodlony, prosty i zachęcający ludzi do praktykowania nabożeństwa. S. Łucja pisała, że przez pięć miesięcy w pierwsze soboty mamy przyjmować Jezusa w Najświętszym Sakramencie, odmawiać Różaniec, przez piętnaście minut towarzyszyć Matce Najświętszej w rozważaniu tajemnic różańcowych oraz iść do spowiedzi. Tylko tyle. Mały siew zaczął wydawać plon - obrazek zamknięty w kopercie ruszył za pośrednictwem poczty do pierwszych adresatów. Miał on stać się zaczynem apostolstwa nabożeństwa pierwszych sobót w różnych miejscach Portugalii.

List do matki

Jedną z pierwszych apostołek tego nabożeństwa s. Łucja chce uczynić swoją matkę. 14 maja 1927 r. wysyła więc do niej wspomniany obrazek i dołącza krótki list. Co w nim pisze?

Najukochańsza Mamo!

Wiem, że kiedy otrzymujesz ode mnie listy, otrzymujesz jednocześnie pocieszenie. Dlatego postanowiłam napisać ten list, aby zachęcić Cię, byś złożyła Bogu w ofierze moją rozłąkę z Tobą. Naprawdę zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo dotyka Ciebie ta rozłąka, ale wierz mi, gdybyśmy nie rozstały się dobrowolnie. Bóg byłby sam tego dokonał. Nie myślisz w ten sposób? Spójrz: wuj Manuel powiedział, że nie pozwoli dzieciom opuścić domu, i zobacz, jak Bóg je zabrał! Dlatego cieszyłabym się, gdyby moja matka ofiarowała to ze szczerego serca w akcie wynagrodzenia Najświętszej Maryi Pannie za obrazy, jakie cierpi Ona ze strony swych niewdzięcznych dzieci.

Cieszyłabym się również, gdyby moja matka przynosiła Matce Bożej tę pociechę, praktykując nabożeństwo, które - jak wiem - podoba się Bogu i o które prosiła nasza droga Matka niebieska. Gdy tylko o nim usłyszałam, zapragnęłam je praktykować i zachęcić każdego do jego praktykowania. Co więcej, mam nadzieję, że moja matka odpowie na mój apel i powie mi, że to uczyniła oraz że zamierza zachęcać do tego nabożeństwa wszystkich ludzi, którzy tam przychodzą. Nie mogłabyś ofiarować mi większej pociechy. Musisz zrobić tylko to, co jest napisane na tym świętym obrazku. Spowiedź można odprawić innego dnia. Wydaje mi się, że najwięcej trudności sprawi piętnaście minut [rozmyślania].

Ale to bardzo proste. Któż nie potrafi myśleć o tajemnicach Różańca? O Zwiastowaniu anielskim i pokorze naszej drogiej Matki, która widząc się tak wysławianą, nazywa siebie służebnicą? O męce Jezusa, który z miłości do nas tak wiele wycierpiał? I o naszej Najświętszej Matce stojącej na Kalwarii blisko Jezusa? Któż więc nie potrafi spędzić na tych świętych myślach piętnastu minut przy najczulszej z matek?

Do widzenia, droga mamo. Pocieszaj w ten sposób naszą niebieską Matkę i staraj się pozyskać wielu innych ludzi, by również Ją pocieszali. Wówczas dasz mi również najgłębsze szczęście.

Jestem najbardziej oddaną Ci córką, która całuje Twoją dłoń.

List adresowany do matki dotarł do nas. Może chciała tego Matka Najświętsza? Dziś s. Łucja pisze do ciebie i do mnie, uczy nas nabożeństwa, które mamy zacząć praktykować...