Cud austriacki
Gdy zły duch zaczyna ogarniać świat, gdy nawet modlitwa zdaje się już nieskuteczna, trzeba nam przypomnieć sobie słowa Jezusa: „Ten rodzaj duchów wypędza się tylko modlitwą i postem” (Mt 17,21). W takich chwilach nasze modły zanoszone do Boga muszą zostać oczyszczone przez wielką pokutę. A wówczas to, co niemożliwe u ludzi, okazuje się rzeczą łatwą u Boga.
Pokutna modlitwa sprawia cud. Jeśli modlą się i pokutują poszczególni ludzie, cuda wkraczają w ich osobiste życie. Gdy modli się i pokutuje cały naród, cuda zaczynąją się dziać w wymiarze społecznym, gospodarczym, a nawet politycznym! Wielka modlitwa połączona z wielką pokutą rodzi wielkie cuda. Dowodów na tę biblijną prawdę nie musimy szukać daleko. Wystarczy spojrzeć w stronę Austrii, gdzie w 1955 r. historia odnotowała wielki cud różańcowy.
Mamy rok 1945. W obozie wojennym w Cherbourg czeka na zwolnienie 19 tys. jeńców niemieckich. Wśród nich znajduje się austriacki sanitariusz Petrus Palvlicek. Nigdy nie nosił on broni. Pomagał rannym. Był katolickim kapłanem i zakonnikiem, franciszkaninem – jak jego współbrat, ojciec Maksymilian Kolbe.
Pierwsze spotkanie z Fatimą
Więźniowie czekają na rozwiązanie obozu, a Pavlicek ostatnie dni spędza na lekturze niewielkiej książeczki poświęconej objawieniom w Fatimie. Jak grom z jasnego nieba uderza go myśl: całe nieszczęście, którego był świadkiem, zostało zapowiedziane przez Matkę Najświętszą! Więcej, można było go uniknąć, jeśli ludzie posłuchaliby Maryjnych próśb! I jeszcze: fatimskie zapowiedzi nie dotyczą tylko tego, co się stało na oczach jego pokolenia. Nadchodzące lata powojenne będą nieuchronnie związane z orędziem fatimskim. Albo będziemy żyć w świetle Fatimy, albo w jej mrocznym cieniu. Albo spełnią się jej wielkie obietnice, takie jak nawrócenie Rosji i czas pokoju, albo ziszczą się jej złowróżbne zapowiedzi: głód, wojny, prześladowania, cierpienia dobrych ludzi.
Ostatnie zdania broszurki o Fatimie stają dla o. Pavlicka życiowym drogowskazem. Czyta on, że Maryja kończąc objawienie 13 paździwrnika 1917 r., prosiła: „Niech ludzie już więcej nie obrażają Boga, który i tak jest już bardzo obrażony”. Czyż to nie ludzkie grzechy stały się przyczyną wszelkiego nieszczęścia, które dane było mu poznać w czasie długoletniej wojny? Czyż to nie grzech ściągnie na ludzkość kolejne tragedie?
Dziękczynienie w Mariazell
Ojciec Pavlicek wie do kogo ma skierować swe kroki z dziękczynną pielgrzymką za ocalenie podczas działań wojennych. Jeszcze w obozie jenieckim omal nie został zastrzelony! Udaje się do Matki Bożej. Staje przed Jej tronem w Mariazell – wielkim austriackim sanktuarium maryjnym. Dziękuje za darowane mu życie i zastanawia się, dlaczego przeżył wojnę.
To pytanie stawiało w tamtym czasie wielu ludzi. Jednak mało kto znalazł na nie odpowiedź. Petrus Pavlicek poznał ją właśnie w Mariazell. Przed cudownym obrazem „Wielkiej Patronki Austrii” usłyszał słowa: „Czyńcie, co wam mówię, a będzie wam dany pokój”.
Maryja wskazała mu na swe żądania wypowiedziane w Fatimie, gdzie powiedziała podobne słowa: „Gdy uczyni się to, co wam powiem, wiele dusz zostanie uratowanych i nastanie pokój na świecie”.
Ojciec Pavlicek wstał z klęczek i zaczął działać. Postanowił wybłagać dla swej ojczyzny cud wolności i pokoju. Przyszłość jego ojczyzny malowała się w ciemnych barwach. Nikomu nie trzeba tłumaczyć, dlaczego. Po wojnie Austra znalazła się w strefie wpływów radzieckich.
Powstaje krucjata
„Czyńcie, co wam mówię, a będzie wam dany pokój” – ojciec Petrus powtarza słowa Matki Bożej. To zdanie stanowi jego maryjny oddech, ożywiający go w dzień i w nocy. Franciszkanin nie przestaje modlić się i rozmyślać, w jaki sposób wypełnić prośby Pani Fatimskiej. Przecież nie chodzi tu tylko o niego. Patronka Austrii mówi: „Czyńcie”, a więc kieruje swe wezwanie do całego autstriackiego narodu. On, nic nie znaczący zakonnik, ma porwać ludzkie rzesze? W jaki sposób?
Myśl ta nie daje mu spokoju. Aż wreszcie wszystko staje się dla niego jasne. Ma pomóc Matce Najświętszej w zorganizowaniu pokutnej wspólnoty różańcowej. Jego rola jest drugorzędna, bo sama Maryja obejmie kierownictwo nad nowym ruchem różańcowym. Nazwa jest już ustalona: „Pokutna krucjata różańcowa o pokój dla świata”. Nie tylko różaniec, ale i pokuta, o którą Maryja prosiła w Fatimie.
Krucjata zaczyna swą działalność we Wiedniu w 1947 r., zaś w dwa lata później zostaje oficjalnie zatwierdzona przez Austriacką Konferencję Biskupów. Wspólnota stawia sobie trzy cele: będzie się modlić i pokutować w imieniu tych wszystkich, którzy zapomnieli o Bogu, będzie błagać niebo o pokój na świecie, będzie prosić o wolność dla Austrii.
Różaniec pokutny… Za kilka lat miało się okazać, iż nawet „ten rodzaj duchów, jaki związał się z „błędami Rosji” jest wobec takiej modlitwy bezradny.
Obecność łaski
Ojciec Pavlicek zaczyna pozyskiwać pierwszych członków krucjaty. Czyni to przez głoszone rekolekcje i kazania, przede wszystkim jednak dzięki swemu pielgrzymowaniu od miasta do miasta i powtarzaniu usłyszanego w sercu przesłania. Zawsze towarzyszy mu jego „Szefowa” – Matka Boża w znaku figury fatimskiej. Kto wie, czuje działanie było bardziej skuteczne: żarliwość o. Pavlicka, czy łaskawość Matki Bożej promieniującej dobrocią z niesionej przez franciszkanina figury. Pytanie jest chyba źle postawione, bo przecież chrześcijaństwo to „religia współdziałania” – w skutecznym apostostwie i w wypraszaniu cudów Bóg potrzebuje gorliwości człowieka. Przez niego Pan wylewa na świat łaskę. Wszędzie, gdzie znalazł się Petrus Pavlicek, z nieba wylewała się obficie łaska. Jakim cudem? Wystarczy z jednej strony podłączyć się do nieba, a z drugiej zjednoczyć się z ludźmi, by ci ostatni mogli pić z Bożego źrodła…
Widać, że Bóg jest obecny w dziele ogłaszanym przez o. Petrusa. Tam, gdzie pojawia się on i jego Matka Boska, tam jednają się skłócone rodziny, tam ludzie powracają na dobre drogi, tam pojawiają się powołania zakonne i kapłańskie. Słowa Pavlicka zaczynają być potwierdzane przez coraz liczniejsze świadectwa. Pewien student mówił: „Codzienne odmawianie różańca uspokaje mnie i darzy pokojem ducha. Znamienne, jak mało ważne stają się wówczas moje osobiste problemy.”
Wśród członków krucjaty są nawet najwybitniejsi politycy, jak minister Figl i kanclerz Raab. Również oni wierzą w potęgę różancowej modlitwy. Modlą się na różańcu, uczestniczą w organizowanych procesjach krucjaty.
I zdarzył się cud…
Ojciec Pavlicek wyjaśniał członkom austrackiej krucjaty różańcowej: „Każdy z was powinien wiedzieć, że nasze, dziś składane skrycie ofiary i modlitwy nie pójdą na marne. Kiedyś okaże się, jak bardzo były bliskie Bogu i Maryi wasze ofiary i modlitwy, i jak prawdziwe strumienie łask i błogosławieństw zostały dane naszej ojczyźnie, światu, każdemu z was.”
Jeszcze w dniu Bożego Narodzenia 1954 r. ziszczenie się tych słów wydawało się bardzo odległe. A na cud czekało ponad pół miliona członków Pokutnej Krucjaty Różańcowej. Kilka dni wcześniej Mołotow, radziecki minister spraw zagranicznych, w rozmowie z ministrem Figlem stwierdził kategorycznie, że nie ma nadziei na zawarcie jakiejkowiek umowy państwowej między Krajem Rad a Austrią.
Rząd katolickiej Austrii zrozumiał, że możliwości dyplomatyczne wyczerpały się już ostatecznie. Ponad trzysta prób doprowadzenia do porozumienia zakończyło się fiaskiem. Wtedy Figl zwrócił się do o. Pavlicka: „Pozostała już tylko modlitwa”. I Krucjata zrywa się do szaleńczego ataku.
I wówczas zdarzył się cud. Austracka delegacja, która w kwietniu 1955 r. wyjechała do Moskwy, nieoczekiwanie wraca z dokumentem gwarantującym Austrii wolność!
Wzruszony kanclerz federalny Raab ogłasza narodowi: „Chcę podziękować przede wszystkim Bogu”. Nawet najwyżsi dostojnicy państwowi przypisują zmianę w polityce Rosji nie swoim zasługom, lecz Bogu i Jego Matce. To piękne, pouczające świadectwo, lekcja, którą powinni usłyszeć także ci, którzy sprawują władzę w naszym kraju. Oby kiedyś pojawił się rząd, który będzie świadom tego, że nad Wisłą rządzą nie oni, lecz Królowa Polski, a ich rola polega na przekazywaniu ludziom Jej poleceń…
Przez chwilę jest tak w Austrii. W czasach Pokutnej Krucjaty Różańćowej kraj wzięła we władanie „Wielka Patronka Austrii”.
Spójrzmy, jak osobisty sekretarz kanclerza wspomina tamte chwile: „Raab wyjął oprawiony w skórę kalendarz z 1955 r. i otworzył go na dniach, w których austriacka delegacja przebywała w Moskwie. Tam widniała notatka: «Dziś jest dzień fatimski (13 kwietnia). Rosjanie stwardnieli, są stanowczy, nie zmieniają zdania. I akt strzelisty do Matki Bożej, by upraszała łaski dla narodu austrackiego».
Raab zauważył: «Widzisz, Prantner, to Matka Boża pomogła nam uzyskać umowę państwową.»”
Zdumiewające, ale Rosja nie wycofała się ze złożonych w kwietniu obietnic. W środku maryjnego miesiąca maja zostaje podpisany układ państowy. Minister Figl przemawia: „Dziękując Bogu Wszechmogącemu, podpisujemy umowę i z radością wołamy: Austria jest wolna!”
W maryjny październiku opuszcza Austrię ostatni żołnierz radziecki.
Kwestionowana prawda
Jak się można było spodziewać, szybko pojawiły się głosy próbujące podważyć rolę Matki Najświętszej w nieoczekiwanych przemianach dokonanych na ziemiach austriackich. Twierdzono, że Rosjanie musieli opuścić okupowany kraj „z oczywistych powodów politycznych”. Dlaczego więc rosyjscy historycy nie umieją wytłumaczyć tej decyzji?
Pozostawmy niepotrzebne spory i zamknijmy je wypowiedzią kanclerza Raaba. „Już widzę tzw. światłych, którzy po swojemu wyjaśniają ten fenomen. Ale jednego faktu nie mogą nie zauważyć. Siła wiary dała ludowi austriackiemu moc moralną do przetrwania w trudnych czasach i nie pozwoliła mu zejść, nawet na krok, z wyznaczonej przez Boga drogi. Siła wiary trzymała nas przy życiu. Modlitwa była naszą bronią i mocą.”
Z pewnością te słowa możemy odnieść również do samego przywódcy Austrii, Raaba. Gdyby nie austriacka krucjata, nie byłoby w kalendarzu kanclerza wzmianki o wzywaniu pomocy Matki Najświętszej. Zresztą wołała do Niej nie tylko delegacja przebywająca w Moskwie. Panią nieba i ziemi błagały rożańcową modlitwą setki tysięcy mieszkanców okupowanej Austrii. Gdyby o pokój i wolność zabiegali tylko ułomni ludzie, a ich wysiłki okazałyby się bezoowocne.
„Dla całego świata”
Z końcem roku 1955 o. Petrus Pavlicek uznał swą misję za zakończoną: Maryja odmieniła oblicze Austrii. Z jakim zdumieniem musiał więc słuchać biskupa Fatimy: „Co uczynił ojciec dla Austrii, niech teraz czyni ojciec dla całego świata”.
Było to wielkie wyzwanie. Austriacka krucjata miała ogarnąć świat. Decydującym krokiem stało się kazanie bpa Rudolfa Grabera, ówczesnego profesora akademickiego w Eichstätt, wygłoszone w dniu 1 października 1961 r. w kościele Weingarten w Württembergii. Kaznodzieja wołał do osiemdziesięciu tysięcy ludzi: „Nasze czasy domagają się całkowitego oddania się Bogu. Jeśli Pan uznał modlitwy 500 tys. wiernych, to jest jednej dziesiątej ludności katolickiej Austrii za wystarczające, by dać temu krajowi wolność, to niewątpliwie obdarzy nas [Niemców] swoimi łaskami, gdy przynajmniej jedna dziesiąta katolików naszego kraju włączy się z pełnym oddaniem w krucjatę modlitwy i pokuty”.
Słowa Grabera przemówiły do serc maryjnych czcicieli. Zgłoszenia do krucjaty różańcowej zaczęły napływać z Niemiec, Szwajcarii, także Polski (119 tys. zgłoszeń). Duże zainteresowanie okazały też kraje misyjne. W sumie w 142 krajach rozpoczęto modlitwy i pokuty o pokój na świecie i o nawrócenie Rosji.
Unia Maryjna?
Problemy, które musi rozwiązać współczesny świat, są z ludzkiego punktu widzenia nie do rozwiązania. Jak doprowadzić do sprawiedliwego podziału dóbr? Jak zlikwidować bezrobocie? Jak zatrzymać proces degradacji środowiska? Jak postawić tamę fali aborcji, eutanazji? Co uczynić, by ludzkość powróciła do zdrowych zasad moralnych? Nikt nie zna odpowiedzi na te pytania. Ale problemy te mogą zostać rozwiązane, gdy damy jeszcze raz szansę Maryi, której wstawiennictwo u Boga wyjednuje cuda. Czy Pokutna Krucjata Różańcowa, licząca dziś 700 tys. członków, wybłaga cud? Jej moderator duchowy, o. Benno Mikocki, pisze: „Wielkie wyzwania naszych czasów są też ogromnym apelem do wszystkich społeczności maryjnych o ścisłą współpracę. Powinna istnieć nie tylko Unia Europejska, lecz przede wszystkim UNIA MARYJNA!”
Nie ma wątpliwości. Taka Unia zapewniłaby nam „pokój i dobro”. Za taka Unią opowiedziałby się każdy czciciel Matki Bożej.
Może Królowa świata natchnie kogoś, jak o. Pavlicka, by dzięki „współdziałaniu człowieka z Bogiem powstała duchowa unia maryjnych serc, która bez trudu zmieni oblicze udręczonej ziemi.
Bo u Boga, do którego drzwi kołaczemy modlitwą i pokutą, nie ma nic niemożliwego.