Droga, która prowadzi do Boga
Tajemnica Niepokalanego Serca Maryi i jej wypełnienie w nabożeństwie pierwszych sobót
jest środkiem zbawienia na trudne czasy Kościoła i świata
Siostra Łucja
Drogi Czytelniku!
Trzymasz w rękę inną książkę. Nie należy ona do tych, które można przeczytać z szumem przewracanych kartek. Nie jest to lektura jednej nocy, żaden światowy bestseller.
W dawnych czasach były w domu półki na takie książki. Dziś z niejakim bólem wsuwa się je między inne, zwyczajne tomy.
Ta książka jest więc inna? Owszem. Bo jest to nie tyle książka do czytania, ile do współpisania. Ty jesteś jej współautorem. W jaki sposób? Dlaczego? Bo jest to książka – kompas pielgrzyma. Gdy bierzesz ją do ręki, Twoim udziałem staje się najbardziej osobista pielgrzymka, powolna, bo piesza, zazwyczaj odbywana samotnie. Jest w niej wiele zadumania, ale i śpiewu, ale także krzyku przepełniającego serce; są też miejsca, w których zatrzymujesz się na długą chwilę modlitwy i takie momenty, kiedy przyspieszasz, bo nadciąga wieczór. Są wzgórza oblane słońcem, na które wspinasz się z trudem, a gdy dotrzesz do szczytu, widzisz stamtąd nowe piękno krajobrazu. Są też chłodne doliny otoczone pięknem lasów, z których nie masz ochoty wyjść na monotonną równinę. Jednym słowem – wyruszyłeś na pielgrzymkę.
To pielgrzymka tradycyjna – jak ta ze średnich wieków, która na kilka dni, miesięcy, a nawet lat wypełniała bez reszty ludzkie życie. Pielgrzymka w pieszym trudzie, czas refleksji nad Bogiem, sobą i światem, czas, który płynie inaczej, w którym każda chwila zbliża do nieba – nawet bardziej niż do wyznaczonego celu pielgrzymki.
Ta pielgrzymka przypomina gotycki labirynt: czasem może Ci się wydawać, że się cofasz, że droga zakręca zbyt długo… Nieprawda, wędrówka wiary jest właśnie taka. Patrząc po ludzku może się czasem wydawać, że ta wędrówka jest pozbawiona jakigokolwiek sensu, ale z Bożej perspektywy każdy pielgrzymi krok ma nieskończoną wartość – przybliża nas do bezkresu wieczności.
Od razu dodam, że nikt z nas, kończąc lekturę tej książki, nie osiągnie już celu pielgrzymki. Trzeba będzie jeszcze wiele pątniczego trudu, by spełniła się wspaniała obietnica i oczom nas, wędrowców, ukazała się bezkresna świątynia, jaką Pan zbudował na ziemi swej Matce: triumf Niepokalanego Serca Maryi! Oto jest cel naszego wędrowania, nasza radość i nadzieja. Oto owoc przemiany naszych serc na wzór Jej serca, przemiany, która rozpoczyna się dziś i trwa przez wszystkie następne dni.
Skoro wszystko musi się rozpocząć od triumfu tego nieskalanego Serca w naszych sercach, to w tym pielgrzymka po stronach tej książki może pomóc. Mam przynajmniej taką nadzieję.
Ludzie nieustannie pytają o sens życia. Dlaczego? Bo za mało dni naszego życia jest pielgrzymowaniem! Za wiele czasu poświęcamy pracy, karierze, rywalizacji, zaspokajaniu ambicji, szukaniu ulotnych przyjemności. Brakuje spotkania ze sobą, w sobie z prawdą, a w prawdzie z Bogiem. W Bogu zaś z Jego zdumiewającymi planami, w których każdy człowiek – bez wyjątku każdy – jest tak ważny! Kto to odkryje, szczególnie w świetle orędzia z Fatimy, ten nigdy nie powie, że nie ma sensu jego życie – jego radość i smutek, jego sukces i klęska, jego jasny dzień i chwila cierpienia.
To chyba jeszcze jedna przyczyna, dla której warto opuścić na kilka czy kilkanaście dni sprawy tego świata i ruszyć na pielgrzymkę do Serca Maryi. Czy naprawdę warto? To pytanie trzeba postawić nie teraz, lecz na końcu drogi.
Nie jestem przewodnikiem na tej drodze pielgrzymiej. Jestem co najwyżej towarzyszem w wędrówce – i to pewnie nie zawsze i to nie dla każdego. Proszę, pamiętaj: wziąłeś tę książkę do ręki, bo jest to Twoja książka, nie moja! Zatrzymaj się tam, gdzie Ty tego chcesz, przyspiesz kroku tam, gdzie nie widzisz dla siebie duchowego pokarmu. Nie musisz stawać na szczycie wzgórza, możesz to uczynić u jego podnóża, jeśli tam znalazłeś coś, co potrzebuje czasu na Twe zamyślenie, adorację. Pisz ją Ty. Przede wszystkim Ty.
* * *
Ruszasz w drogę? Spójrz na kalendarz. Jest rok 1917. Wokół szaleje wojna. Jest to wojna okrutna, bezlitosna, bezsensowna. Pochłonęła miliony ludzkich istnień. Nie widać jej końca.
I oto spójrz, jak modli się do Maryi papież. Do litanii dodaje wezwanie; „Królowo Pokoju – módl się za nami”. To Benedykt XIV. Zobacz, w ostatnim dniu odmawianej przez niego nowenny otwiera się niebo.
Na małą wioskę w Portugalii pada wąski snop światła. Nawet nie na wioskę – na pole odległe kwadrans drogi od Aljustrel, gdzie rodzina Santosów hoduje warzywa i wypasa owce. Niebo zna tę okolicę. Jak śpiewają tamtejsi mieszkańcy:
Jest w niebie małe okienko
Możesz przez nie zobaczyć Portugalię
Kiedy Bogu smutno
Przychodzi przy nim usiąść.
Przy tym okienku
Bóg siada zadumany
Kładąc na mnie
blask swego spojrzenia
Podnoszę me oczy
Widzę niebo tak jasne!
To Bóg słucha mego śpiewu
I uśmiecha się do mnie.
Gdybym tylko miał skrzydła
Tego pięknego dnia
Poleciałbym do nieba
By być z Dziewicą Maryją!
Nucili często tę pieśń dziesięcioletni Franciszek, siedmioletnia Hiacynta i ich kuzynka, dziesięcioletnia Łucja. Ale to nie mali śpiewacy mieli polecieć do nieba – to Dziewica Maryja zstąpiła do nich.
Tu zaczyna się Twoja i moja pielgrzymka. Ruszajmy w drogę.
Wzbudźmy jeszcze pobożną intencję. Nie znam Twojej. Dla mnie stanowi ona wyraz pragnienia, by zadośćuczynić Niepokalanemu Sercu Maryi za grzechy przeciwko Jej Niepokalanemu Poczęciu. Dlaczego akurat Niepokalanemu Poczęciu? Może opowiem Ci o tym po drodze.
Wincenty Łaszewski
w uroczystość Zwiastowania Pańskiego 2003 r.