Fatimscy wizjonerzy
Myślę, że najlepszą drogą do zrozumienia, jak powinna wyglądać nasza prawdziwa, najdoskonalsza odpowiedz na wezwanie Fatimy, jest bliższe przyjrzenie się życiu trójki fatimskich wizjonerów. Duchowa przemiana, jaka nastąpiła w ich życiu, jest najlepszym dowodem zarówno na otrzymane przez nich łaski, jak i na wierność oraz oddanie, z jakim dzieci odpowiedziały na wezwanie Nieba. Każde z nich: Hiacynta, Franciszek i Łucja - wypełniało specjalnie wyznaczone im przez Boga zadanie. Każde z nich miało swój udział w wypełnianiu Orędzia lecz czyniły to w nieco odmienny sposób, bo naznaczone zostały innym aspektem objawień, który wywarł na nich największe wrażenie. Nawet sposób, w jaki dzieci uczestniczyły w objawieniach fatimskich, był różny. Franciszek widział i Anioła, i postać Pięknej Pani, jednak nigdy nie słyszał ani jednego wypowiedzianego przez Nich słowa. Obie dziewczynki - Łucja i Hiacynta - słyszały, co Pani mówiła, ale tylko Łucja z Nią rozmawiała.
Na przykładzie fatimskich wizjonerów możemy zaobserwować trzy typowe etapy wzrostu życia duchowego: droga oczyszczenia, droga oświecenia i droga zjednoczenia. Nikt, oprócz Boga naprawdę nie wie, na jakim etapie jest obecnie jego dusza i w życiu doczesnym nie doświadczamy wszystkich trzech stadiów systematycznie uszeregowanych lub dokładnie od siebie oddzielonych.
Trzeba przyznać, że troje fatimskich dzieci, otrzymało specjalne łaski, które pozwoliły im odczuć "przedsmak drogi zjednoczenia", to znaczy tej głębokiej jedności z Bogiem, zanim nastąpił u nich wzrost w rozwoju cnót.
Studiując życie wizjonerów, łatwo zauważamy punkty zwrotne w ich przemianie wewnętrznej.
Pierwszym etapem życia duchowego jest oczyszczenie. Celem duszy na tej drodze jest oczyszczenie, mające ją zbliżyć do zjednoczenia z Bogiem. Początek życia wewnętrznego następuje wtedy, kiedy dusza skłonna do grzechu upada, ale dąży już do wykorzenienia ze swego życia grzechu i pragnie się uwolnić od częstych grzechów powszednich, by żyć w stanie łaski uświęcającej.
Droga oświecenia jest drugim etapem życia duchowego. Charakteryzuje się on naśladowaniem Chrystusa przez wprowadzanie w życie cnót chrześcijańskich. Swoją nazwę okres ten wziął od głębszego wniknięcia w Boże sprawy. Pan Jezus powiedział: " Ja jestem światłością świata, kto idzie za mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia".(J.8:12).
Na tym etapie dusza otrzymuje światło Jezusa Chrystusa i nie tylko stara się unikać grzechu, ale pragnie żyć w Jezusie Chrystusie.
Droga zjednoczenia jest trzecim i ostatnim etapem życia wewnętrznego, a jego celem jest już całkowite zjednoczenie się z Bogiem przez Jezusa Chrystusa. Wyraża ten stan św.Paweł w liście do Galatów (2:20), kiedy mówi: "Teraz zaś już nie ja żyję, a żyje we mnie Jezus Chrystus".
Droga zjednoczenia charakteryzuje się teocentrycznym ukierunkowaniem całego ludzkiego życia, tak aby Trójca Przenajświętsza stanowiła dla duszy centrum wszystkich myśli, uczuć, słów i działania. Nie oznacza to jednak wcale, że konkretna osoba nie będzie mówiła o niczym innym niż o Bogu, ale znaczy to, że Bóg będzie zawsze i nieustannie obecny w jej świadomości. Oznacza to zachowanie Bogu wierności we wszystkim, podejmowanie umartwień i składanie ofiar, co już na tym etapie życia wewnętrznego będzie dla człowieka coraz łatwiejsze.
Zmysły i wyobraźnia zostają już podporządkowane woli, a wola podporządkowana Bogu. Dusza w szczerym żalu i skrusze wynagradza Bogu, czyni akty ekspiacji, a odmawiane modlitwy i czyniona pokuta w coraz większym stopniu ogarnia bliźnich, otwiera się na potrzeby innych członków Mistycznego Ciała Chrystusa, a także tych ludzi, którzy jeszcze nie stali się Jego członkami.
Zatem na pierwszym etapie - oczyszczającym - człowiek dąży do zerwania z grzechem; na drugim etapie - oświecającym - pragnie żyć cnotami Jezusa Chrystusa, a modlitwą i dobrymi uczynkami rozwija żarliwą miłość do Boga. W końcu, na trzecim etapie - zjednoczenia - wszystkie nasze myśli, słowa i uczynki skupiają się wokół Boga w Trójcy Świętej Jedynego.
I wtedy nasze życie autentycznie staje się prawdziwą modlitwą.
Ludzie wzrastają w swoich latach, zdobywają wiedzę rozwija się ich intelekt, ale dzieje się to często kosztem zahamowania otrzymywanych łask i doskonałości duchowej. Przyjrzyjmy się bliżej temu, co wydarzyło się w życiu trojga dzieci fatimskich, kiedy zostały one ogołocone ze swojego "ja" - by poprzez Niepokalane Serce Maryi, wypełnić się Bożą miłością.
Już Anioł wskazywał im w swych objawieniach na konieczność wzrostu życia duchowego poprzez zgłębienie Orędzia, jakie przyniósł. W swoim pierwszym objawieniu zaprosił małych wizjonerów do modlitwy w wierze, uwielbieniu, nadziei i miłości. Jednocześnie była to modlitwa błagalna o wybaczenie biednym grzesznikom, którzy nie wierzą, nie wielbią, nie ufają i nie miłują. Kiedy Anioł pojawił się po raz drugi, wznowił swoje wezwanie do modlitwy, dodał jednak prośbę, aby pastuszkowie składali ofiary Bogu. :
" Co robicie? Módlcie się, módlcie się wiele. Serca Jezusa i Maryi mają wobec was zamiary miłosierdzia. Ofiarujcie bezustannie Najwyższemu modlitwy i ofiary."
W trzecim objawieniu Anioła dzieci zostały wprowadzone w głębsze uwielbienie i dziękczynienie Trójcy Przenajświętszej i Eucharystii - a są to dwie centralne Tajemnice naszej Wiary. W czasie tego objawienia siła obecności Bożej była tak intensywna , że dzieci prawie całkowicie czuły się unicestwione i pochłonięte, jakby w miłości Bożej zanurzone".
Przed objawieniami Anioła i Matki Bożej cała fatimska trójka niczym się specjalnie nie wyróżniała. Były to normalne dzieci obarczone wszystkimi dziecięcymi wadami, skore do zabawy i nie zawsze posłuszne, mimo iż w domu otrzymały bardzo staranne wychowanie w wierze katolickie. Nie jest oczywiście powód, aby przypuszczać, że żyły one w grzechu śmiertelnym, jednak prawdą jest, że zaszła w nich potem bardzo głęboka przemiana wewnętrzna.
Franciszek bywał często nieposłuszny wobec rodziców. Hiacynta nawet pamiętała, że któregoś dnia ukradł parę groszy swojemu ojcu, a kiedy inne dzieci z Ajustrel rzucały kamieniami w rówieśników z sąsiedniej miejscowości Boleiros, Framciszek również to czynił, do czego sam się przyznawał.
Życie Hiacynty opisuję bardzo dokładnie w innym rozdziale tej książki, więc teraz rozważmy tylko jej rolę w fatimskich wydarzeniach. W duchowej przemianie Hiacynty można zaobserwować przede wszystkim całkowite jej oddanie się i współczucie dla biednym grzeszników. Dziewczynka wszystkie czynione ofiary składała w intencji ich nawrócenia. Malutka - jak ją nazywano - miała bardzo mocno rozbudzony instynkt posiadania i przed objawieniami nie była najlepszym partnerem w różnych grach i zabawach. Często się dąsała. Wcześniej dziewczynkę bardziej pociągał taniec, który kochała, niż sprawy duchowe. Ale w momencie, kiedy za sprawą objawień zaczęła się w niej dokonywać przemiana, stała się ona tą osobą, która nawoływała rodzinę do odmawiania Różańca i matce zwracała uwagę, aby nie kłamała. Nastąpiło u Hiacynty przejście od niedoskonałości ku modlitwie - drogą wskazaną przez Matkę Boża, drogą światła poprzez Maryję danego od samego Boga.
Bardzo podobnie postępowała też św. Teresa z Lisieux, która przeszła od wielkich ambicji do pokornego dania odpowiedzi Bogu na otrzymane łaski i weszła na drogę duchowego zjednoczenia z Chrystusem.
Kłopoty, jakie Łucja miała w domu, stały się silnym bodźcem do jej wzrostu duchowego. Wątpliwości matki o ukazywaniu się Pięknej Pani były ogromnym cierpieniem dla dziewczynki. Matka Łucji używała miotły i różnych innych sposobów, aby córka przyznała się do kłamstwa. Wysłała ją pewnego razu do proboszcza, do spowiedzi. Matka poszła z córką na plebanie i po drodze wygłosiła Łucji kazanie, a ona trzęsąc się ze strachu powiedziała: "Mamo, jak mogę mówić, że Jej nie widziałam, skoro Ją widziałam?" Nie chciała skłamać, nie chciała popełnić grzechu zwłaszcza wobec księdza. Kiedy przybyły do domu proboszcza, matka Łucji odezwała się: "Słuchaj teraz dobrze. Ja tylko chcę, abyś powiedziała prawdę. Jeżeli widziałaś, to powiedz, żeś widziała. Ale jeżeli nie widziałaś, to przyznaj się, że kłamiesz".
Dzieci uwięzione w domu burmistrza i straszono je smażeniem w oleju.
Rodzina Santos miała jeszcze jedno zmartwienie, którego powodem - jak mówiono - stała się Łucja. Cova da Iria, miejsce objawień Pięknej Pani, leżała na terenie posiadłości rodziców dziewczynki. Było tam trochę urodzajnej ziemi, na której uprawiano kukurydzę, groch i różne inne warzywa. Na zboczach kotliny rosły oliwki i dęby. Odkąd jednak wieść o objawieniach obiegła cały kraj, i coraz liczniej zaczęli przybywać tu ludzie, niczego już na tej ziemi nie można było uprawiać. Wszystko uległo zniszczeniu, wszystko zdeptano. Niektórzy pielgrzymi przyjeżdżali konno, więc zwierzęta zjadały i tratowały wszystko do końca. Cova była zniszczona. Matka Łucji mówiła do córki: " Gdy teraz będziesz chciała jeść, pójdziesz poprosić o to tę Piękna Panią" . A siostry małej wizjonerki dodawały:" Teraz powinnaś jeść tylko to, co rośnie w Cova da Iria".
Wspominając uwięzienie w Ourem siostra Łucja pisała:
"Co mnie bolało najbardziej, to obojętność, jaką mi okazywali moi rodzice a, którą odczuwałam tym bardziej, gdyż widziałam, z jaką miłością wujostwo otaczało swoje dzieci. Pamiętam, że w czasie tej podróży zrobiłam to spostrzeżenie: Jak różni są moi rodzice od wujostwa. Oni aby swe dzieci obronić, sami osobiście stawiali się w urzędzie. Moi rodzice natomiast oddawali mnie z największą obojętnością władzom".
Dopiero wiele lat później siostra Łucja uświadomiła sobie Boży Plan i Bożą Opatrzność we wszystkim, co wówczas przeżyła, a wszystko to przecież służyło jej duchowemu wzrostowi. Nie miała innej ucieczki jak modlitwa i zawierzenie oraz ofiarowanie wszystkiego w duchu wynagradzania.
"Biedna Mama! Doprawdy, teraz dopiero rozumiem, w jakiej ona była sytuacji i jest mi tak bardzo przykro z jej powodu! Mama miała prawo myśleć że kłamię, ponieważ ja na pewno nie byłam godna takiego wyróżnienia.
Dzięki Bożej łasce nigdy nie doświadczyłam najmniejszego nawet uczucia żalu do mamy za jej postępowanie wobec mnie. Ponieważ już Anioł zapowiedział, że Bóg ześle na mnie cierpienia, przyjmowałam wszystko z pokorą i widziałam w tym wolę Boga. Miłość i respekt wobec mamy rósł we mnie coraz bardziej, mimo że wcale nie byłam przez nią pieszczona. Teraz jestem jej bardziej wdzięczna za surowe traktowanie i wszystko, co czyniła, niż gdyby mnie otaczała czułościami".
Pierwszym kierownikiem duchowym Łucji był wielebny ojciec dr Formigao. Odwiedził on Łucję w czasach domowych nieporozumień. Siostra Łucja tak o tym pisała:
"Bardzo go lubiłam, ponieważ mówił mi o praktykowani cnót, budząc mnie wielu sposobów ich praktykowania. Pokazał mi obrazek św. Agnieszki, opowiedział mi o jej męczeństwie i zachęcił mnie do jej naśladowania. Czcigodny ksiądz przychodził co miesiąc i stawiał pytania, na koniec dawał mi zawsze jakąś dobrą radę, wyświadczając mi w ten sposób dobry uczynek.
Któregoś dnia powiedział mi: „ Dziecko ty musisz bardzo kochać Pana Jezusa za tyli łask i dobrodziejstwa, których ci użycza” To zdanie tak się wyryło w mojej duszy, że od tej pory przyzwyczaiłam się stale mówić Panu Jezusowi: „ Mój Boże, kocham Cię z wdzięczności za łaski których mi użyczyłeś” Nauczyłam Hiacyntę i jej braciszka tego aktu strzelistego, który ;tak polubiłam . Ona tak go sobie wzięła do serca, że w czasie najciekawszej gry zapytała : „Zapomnieliście powiedzieć Panu Jezusowi, że Go kochacie za łaski, których wam udzielił?”
Dzieci coraz częściej poświęcały każda chwilę Bogu. Całkowite skierowanie uwagi na Stwórcę jest charakterystyczne dla dusz pozostających na etapie oświecenia, który prowadzi do pełnego rozkwitu cnót duchowych na etapie zjednoczenia z Bogiem.
Łucja opisuje w swoich "Wspomnieniach" pokutę, jaką dzieci czyniły:
"Pewnego razu szliśmy z naszymi owieczkami po drodze , na której znalazłam kawałek sznura od wozu. Podniosłam go i dla żartu owinęłam sobie ramię. Odczułam ,że sznur sprawia mi dotkliwy ból. Powiedziałam wtedy do moich kuzynów: "Słuchajcie, to boli, moglibyśmy się nim wiązać i nosić go na sobie jako znak umartwiania się z miłości do Jezusa." Biedne dzieci przytaknęły memu pomysłowi i każdy z nas po przecięciu sznura na trzy części owiązał go sobie wokół bioder . Czy to ze względu na grubość i szorstkość sznura czy też dlatego, ze za mocno go związaliśmy, ten rodzaj pokuty sprawiał nam okropny ból. Hiacynta często nie mogła się z tego powodu powstrzymać od łez. Gdy mówiłam, by sznur zdjęła, odpowiadała przecząco :"Nie ja nie chcę go zdjąć . Ja chce złożyć te ofiarę Panu Jezusowi na zadośćuczynienie i za nawrócenie grzeszników" .Innym razem bawiliśmy się zbieraniem po murach chwastów, które, gdy się je ściska w rękach, wydają trzask. Hiacynta urwała wtedy niechcąco kilka pokrzyw i dotkliwie się nimi poparzyła. Czując ból, ścisnęła je jeszcze bardziej w rękach i powiedział a do nas: „Patrzcie, znalazłam nowy sposób , aby czynić pokutę"
We "Wspomnieniach" siostra Łucja pisze również o innych czynach i rodzajach umartwień podejmowanych przez dzieci, a także o ofiarach, będących już świadectwem ich duchowej przemiany. Kiedy proboszcz parafii opuścił Fatimę, natychmiast rozniosła się plotka, że przyczyną jego decyzji była postawa Łucja, ponieważ ksiądz nie chciał brać na siebie żadnej odpowiedzialności za to, co działo się w Cova. Łucja komentuje ów fakt słowami:" Był to bardzo gorliwy ksiądz, kochany przez parafian, więc w wyniku tego bardzo musiałam cierpieć...".
Niektóre pobożne kobiety, gdy tylko spotykały Łucję, dawały upust swojej złości, obrażając dziewczynkę, a nawet "częstowały" ją kopniakami i szturchańcami. Hiacynta i Franciszek rzadko kiedy doznawali owych "pieszczot" których Niebo nie skąpiło Łucji, ponieważ rodzice ich nie pozwalali , aby ktokolwiek dotknął ich dzieci. Widząc upokorzenia Łucji cierpieli z nią razem i płakali. Pewnego dnia Hiacynta oświadczcyła: "Jakby to było dobrze, gdyby moi rodzice byli tacy jak twoi, bo ludzie mogliby mnie też bić , a wtedy mogłabym więcej ofiar Bogu złożyć
Malutka potrafiła jednak doskonale wykorzystać każda okazję do umartwienia siebie.
„ Mieliśmy również zwyczaj - pisze siostra Łucja - od czasu do czasu nic nie pić przez 9 dni albo nawet przez cały miesiąc. Podjęliśmy te ofiary w pełni sierpnia, kiedy upał był niemożliwy . Wracaliśmy któregoś dnia z modlitwy różańcowej z Cova da Iria i zbliżywszy się do stawu, znajdującego się przy drodze, Hiacynta rzekła" Słuchaj, tak mi się chce pić i tak bardzo boli mnie głowa. Napiję się troszeczkę tej wody".
- "Tej nie" - odpowiedziałam - Moja matka nie chce, abyśmy stąd pili wodę , bo ona może nam zaszkodzić. Poprosimy o wodę u Marii dos Anjos".
- "Nie , tej dobrej wody nie chcę. Napiję się tej. Bo zamiast złożyć Bogu ofiarę z pragnienia, złożę Mu ją z napięcia się tej brudnej wody" . Innym razem Hiacynta mówiła:
- "Pan Bóg musi być zadowolony z naszych ofiar, ponieważ mnie się chce tak strasznie pić, ale nie będę piła. Chcę cierpieć z miłości dla Niego"
Franciszek - podobnie jak Hiacynta - także wzrastał w życiu duchowym. Znikał on na parę godzin, myśląc w tym czasie o Bogu i odmawiając Różaniec - "wiele Różańców". Kiedy Franciszek dowiedział się o tym, że Maryja zapowiedziała, iż zanim pójdzie on do Nieba, będzie musiał odmówić "wiele Różańców" wykrzyknął:
"O moja droga Pani, tyle będę odmawiał Różańców ile będziesz chciała"!!
"I od tej chwili często się od nas oddalał, jak gdyby szedł na spacer. Gdy go wołałam i pytałam, co robi, podnosił rękę i pokazywał mi różaniec. Jeżeli go prosiłam, aby przyszedł się bawić z nami, a później będziemy się wspólnie modlić odpowiadał:" Potem też będę się z wami modlił. Czy nie pamiętasz, że Nasza Pani powiedziała, ze muszę odmawiać dużo Różańców?"
Łucja dalej wspomina:" Kiedyś zadałam mu pytanie:" Dlaczego nam nie powiedziałeś, abyśmy się modliły z tobą? " Franciszek odrzekł:" Dlatego , że wolę modlić się sam, aby rozmyślać i pocieszać Pana Jezusa , który jest taki smutny". Pewnego dnia zapytałam go :"Franciszku, co ty wolisz: pocieszać Pana Jezusa czy też nawracać grzeszników, żeby już więcej dusz nie szło do piekła?". Bez namysłu odpowiedział:" Wole pocieszać Pana Jezusa . Czy nie zauważyłaś, jak Matka Boska w ostatnim miesiącu zasmuciła się, gdy prosiła żeby więcej nie obrażać Pana Boga, który jest i tak bardzo obrażany? Ja bym chciał pocieszyć Pana Jezusa, a potem nawracać grzeszników, żeby Go już nie obrażali."
Chłopiec bardzo często w drodze do szkoły wstępował do kościoła parafialnego, aby modlić się przed Najświętszym Sakramentem. Szedł prosto do ołtarza i klękał tak blisko Najświętszego Sakramentu, jak to było tylko możliwe. Prosił też Łucję, aby w drodze powrotnej ze szkoły wstępowała po niego do świątyni.