Godzinę śmierci wyznaczył Pan.
Mówiło się, że miała żyć, aż spełni się całość fatimskich zapowiedzi. Żyła, bo nabożeństwo pierwszych sobót wciąż pozostawało niezatwierdzone dla całego Kościoła. Ale Bóg ją zabrał jakby przed czasem. Czy zawiesił realizację obietnic ogłoszonych w Fatimie? A może w ogóle poddał się, widząc, że w naszych czasach dla ludzkości "nie istnieje"? Czy po śmierci Siostry Łucji mamy spodziewać się ognia z nieba, apokaliptycznych wstrząsów, klęski głodu i opętania ludzkości duchami wojny?
Teraz Siostra Łucja żyje już pełnią życia. Zgodnie z obietnicą, którą usłyszała 13 czerwca 1917 r., droga, którą szła, zaprowadziła ją do nieba. Tego możemy być pewni, choć Kościół przez najbliższych kilka lat formalnie nie ogłosi jej błogosławioną. Pamiętamy jednak słowa Maryi: "Nigdy cię nie opuszczę. Moje Niepokalane Serce będzie twoją ucieczką i drogą, która cię zaprowadzi do Boga". I bez wątpienia zaprowadziła!
Od razu pojawia się jeden z przepięknych wątków fatimskich, tych, które czynią orędzie z Cova da Iria tak doniosłym i wciąż aktualnym. W Fatimie Matka Boża pokazała nam drogę, która w sposób absolutnie pewny doprowadzi nas przed bramy nieba. Kto na nią wstąpi i będzie nią kroczył przez wszystkie dni, ten nie zbłądzi. W chwilach trudnych droga zamieni się w bezpieczny azyl, w biblijne miasto ucieczki, gdzie każdy grzesznik znajduje schronienie przed karą. To szlak Niepokalanego Serca Maryi. Dziwnie może brzmi połączenie serca i drogi, ale przecież w duchowości chrześcijańskiej serce to przede wszystkim postawa, zespół cnót, a więc to, co wyznacza kierunek myślenia, sposób odczuwania, rodzaj zachowań. Niepokalane Serce jest drogą doskonale świętą, drogą obcą grzechowi, szlakiem nieustannego wzrastania w łasce. Siostra Łucja wkroczyła na nią w dzieciństwie i nigdy z niej nie zboczyła ani na moment. Stąd niewzruszona pewność: ona jest już w niebie! Podobną pewność mamy wobec nas samych: jeśli będziemy kroczyć drogą fatimską, naszym udziałem będzie królestwo Boże!
Siostra Łucja otrzymała już swoją nagrodę za 98 lat życia wiernego Bogu, z których 90 było związanych z misją przekazaną jej przez Maryję. Ktoś powie: Ale fatimska wizjonerka nie wypełniła swej misji do końca! Czy Bóg nie skarci jej za to surowo w dniu sądu?
Właśnie, czy misja Siostry Łucji została do końca wypełniona, czy nie? Jeśli tak, to rozumiemy, dlaczego umarła: gdy wykonała to, co jej zlecono, Bóg wezwał ją do swego odpoczynku. Ale jeśli powołanie, jakie było udziałem Łucji, nie zostało w pełni zrealizowane? Co wtedy?
Przypomnijmy, że Siostra Łucja mogła właściwie umrzeć już w maju 1981 r., w dniach, kiedy Ojciec Święty Jan Paweł II walczył o życie. Wtedy ofiarowała swe życie za życie Papieża, gdyż - jak powiedziała - "on jest ważniejszy". Bóg nie przyjął jej ofiary, bo jej nie potrzebował, ale nie zdziwiłoby nas, gdyby Ojciec Święty przeżył kosztem daru złożonego z życia wizjonerki. Ona mogła już odejść, wiedziała bowiem, że Papież, któremu życie zostało na nowo darowane, który czuje się dłużnikiem Matki Najświętszej i który całym sobą zwrócił się w stronę Fatimy, tam odnajdując sens swego cudownego ocalenia - ten Papież na pewno (!) podejmie zadania, które Najświętsza Maryja Panna nałożyła na Stolicę Świętą. Mogła być pewna, że Jan Paweł II poświęci Rosję Niepokalanemu Sercu, że prędzej czy później zatwierdzi nabożeństwo pierwszych sobót. Świadomość tego faktu pozwalała jej śpiewać za Symeonem: "Teraz, o Panie, pozwól odejść słudze twemu w pokoju, bo oczy moje ujrzały zbawienie".
Mogła też przejść przez próg wieczności trzy lata później, kiedy Jan Paweł II wypełnił naglące żądanie Pani z Fatimy i poświęcił Niepokalanemu Sercu Maryi Rosję i cały świat. Sama zresztą Łucja pisała wówczas, że "poświęcenie Rosji jest pierwszym triumfem Niepokalanego Serca Maryi". Jeśli przypomnimy sobie, że według zapowiedzi fatimskich ów triumf jest zwieńczeniem całości orędzia, nagrodą za zaangażowanie całego Kościoła w realizację przesłania z Fatimy i znakiem zwycięstwa Boga nad szatanem usiłującym zawładnąć światem, to wzmianka Siostry Łucji o pierwszym triumfie nabiera kapitalnego znaczenia. W dniu 25 marca 1984 r. na skutek działania Ojca Świętego Jana Pawła II Bóg już uruchomił proces, który prowadzi niechybnie do objawienia się pełni zwycięstwa Niepokalanego Serca Jego Matki. Boży zegar zaczął pchać wskazówki czasu, godzina dwunasta - godzina zwycięstwa - wcześniej czy później wybije, nikt i nic nie jest już w stanie przeciwstawić się Bożemu postanowieniu, by na naszych oczach dokonał się triumf Niepokalanej. Zapowiadały go liczne objawienia, głosili go niezliczeni święci z naszym Maksymilianem Kolbem na czele. Triumf nadejdzie, właściwie już się zaczął, więc Siostra Łucja może odejść. Miała prawo, w końcu liczyła już 77 lat. Zapowiadany triumf Niepokalanego Serca Maryi był już tak blisko, że widać go było z wyżyn świętości.
Dlatego fatimska wizjonerka mogła opuścić ziemię.
Ale Bóg znowu pozostawił ją na "jakiś czas". My zaś znowu stawiamy pytanie: dlaczego? Czy chodziło o to, by wspomniany triumf był jeszcze pełniejszy? Skala Boża wydarzeń jest duża i - podobnie jak morze łask wylane przez Pana - może wielka lub nieskończenie wielka. Pewnie niektórzy z nas znają ten ciekawy wątek z objawień przy Rue du Bac z 1830 r., gdzie Bóg uzależnił od naszych modlitw skalę swoich darów płynących przez ręce Maryi, ale łatwiej powołać się na samą Fatimę i przypomnieć słowa Matki Najświętszej z sierpnia 1917 r. Maryja ogłosiła, że zapowiedziany na październik "cud, aby wszyscy uwierzyli", miał być o wiele większy niż odnotowany późnej przez historię. Jednak postępek masońskiego administratora z Ourem, który porwał dzieci z miejsca objawień, uczynił cud wiele mniejszym, niż planowało Niebo. Pamiętajmy, omawiana zasada działa dwustronnie: współpraca ludzi może cud powiększyć, łaski pomnożyć, zwycięstwo uczynić jeszcze pełniejszym i dłuższym.
A więc Bóg zachował nam jeszcze Siostrę Łucję, by powiększyć rozmiary zwycięstwa Niepokalanego Serca Maryi? Być może, a na potwierdzenie tego możemy przytoczyć co najmniej kilka faktów.
Po pierwsze, być może potrzebna była jeszcze jej modlitwa i ofiara, jakże ważna w realizacji jej fatimskiej misji. (Ten wątek zostanie omówiony oddzielnie.)
Po drugie, może orędzie fatimskie miało nabrać niespotykanej dotąd świeżości i czytelności. Lata po roku 1984 przyniosły ze sobą najpierw nowe wspomnienia o matce, o ojcu Siostry Łucji. Książki te, napisane w latach 90., dały światu zgodnie z zamierzeniem autorki wzór świętego życia w rodzinie.
W czasach, kiedy "przyszłość Kościoła idzie przez rodzinę" (Jan Paweł II), ostatnie wspomnienia wizjonerki z Fatimy mają naprawdę kapitalne znaczenie.
Po trzecie, w Roku Jubileuszowym 2000 Kościół wyniósł na ołtarze dwoje pastuszków: Franciszka i Hiacyntę. W ten sposób jasno sformułował czytelne przesłania dla ludzkości. Okazuje się, że już małe dzieci mogą wspiąć się na wyżyny świętości, co w konsekwencji oznacza, że w procesie wychowawczym należy dać im szansę przeżywania największej przygody życia - zdobywania heroicznych cnót. W świecie, który nie stawia wymagań i ze wzgardą odwraca się od pracy nad sobą, fatimska droga okazuje się wielką szansą na zmianę mentalności przyszłego pokolenia.
Po czwarte, w tym samym 2000 r. Ojciec Święty ujawnił treść trzeciej części tajemnicy fatimskiej mówiącej o największych w historii Kościoła prześladowaniach chrześcijan w wieku XX, ukazującej rolę Papieża jako przewodnika zagubionej ludzkości, tłumaczącej rolę Matki Najświętszej w powstrzymywaniu kary Bożej należnej naszemu pokoleniu.
Po piąte, również w 2000 r. została opublikowana książka napisana przez Siostrę Łucję. Jej "Apele orędzia fatimskiego" nie tylko systematyzują i konkretyzują przesłanie Matki Bożej z Fatimy, ale też jednoznacznie wskazują na jego niekończącą się aktualność.
Dodajmy, że wszystkie te "nowe" wątki fatimskie wciąż czekają na pogłębioną refleksję chrześcijan. Gdy ta zostanie pełniej podjęta, orędzie fatimskie stanie się aktualne bardziej niż kiedykolwiek, konsekwentnie nasze zaangażowanie w nie będzie większe niż w poprzednich latach, czas triumfu przyspieszony, zaś wielkość zwycięstwa Niepokalanego Serca znacznie powiększona.
Być może istnieje jeszcze jedna zasadna interpretacja śmierci Siostry Łucji. Ona sama zapewniała wielokrotnie, że wszystkie swoje cierpienia ofiarowuje każdego dnia w intencji Ojca Świętego, bo on jest "ważniejszy od niej". Już tylko w świetle tej wypowiedzi możemy mieć niemal pewność, że karmelitanka z klasztoru w Coimbrze ofiarowała swą chorobę i ostatnie dni życia w intencji zdrowia Papieża Jana Pawła II. Możemy zaryzykować stwierdzenie, że Siostra Łucja dalej by żyła, gdyby nie ostatnia choroba Ojca Świętego. Wiemy już, że media nie przekazywały pełnej prawdy o zdrowiu Jana Pawła II - że jego stan był bardzo poważny, że otarł się o śmierć. Siostra Łucja ofiarowała swe życie w zamian za życie Papieża. I tym razem Bóg ofiarę przyjął!
Jeśli mielibyśmy rację, że tak właśnie było, konsekwencje odejścia Siostry Łucji są bardzo znaczące. Oznaczałoby to, że Ojciec Święty rodem z Polski ma jeszcze coś do zrobienia w sprawie Fatimy! Tak jak jego pontyfikat miał być związany z aktem poświęcenia Rosji Niepokalanemu Sercu Maryi, tak być może ten sam Papież ma zatwierdzić dla całego Kościoła nabożeństwo pierwszych sobót! Bóg po raz kolejny darował mu życie za wstawiennictwem Pani Fatimskiego Orędzia, by przedłużona posługa Ojca Świętego zaowocowała kolejnym wielkim wydarzeniem związanym z orędziem z Fatimy. Oznaczałoby to także, że skoro Jan Paweł II ma do spełnienia ważną misję, powinniśmy pójść w ślady Siostry Łucji i zwiększyć nasze modlitwy w jego intencji, ofiarować za niego nasze trudy i bóle, podjąć wyrzeczenia i posty, a nawet sięgnąć po największą wartość - nasze życie, by złożyć je w rękach Boga w zamian za przedłużenie czasu świętej posługi Papieża naznaczonego piętnem fatimskim.
W tym momencie dotykamy najważniejszego chyba wątku powiązanego z misją Siostry Łucji, wątku dotyczącego każdego z nas. Chodzi o naszą współpracę, o nasze zaangażowanie w orędzie fatimskie.
Siostra Łucja wielokrotnie wspominała o tym, że każda z obietnic ogłoszonych w Fatimie jest warunkowa. Wypełnienie się orędzia z Cova da Iria zależy od zaangażowania się w orędzie fatimskie nie tylko Ojca Świętego, lecz także poszczególnych wiernych. Również my jesteśmy nie tylko przedmiotem objawień (jako uczestnicy i twórcy historii XX w. i lat następnych), ale i ich podmiotem: Maryja zaprasza nas do jego realizacji. W jaki sposób mamy podjąć fatimski apel? Najpierw przez wsparcie Ojca Świętego - modlitwą, pokutą i ofiarą, solidarnością i wsparciem. Potem przez osobiste życie orędziem fatimskim.
Tak należy rozumieć słowa Ojca Świętego Jana Pawła II, który w książce "Przekroczyć próg nadziei" pisze, że "Bóg zawierzył ludziom zbawienie ludzi". Papież dodaje: "Chrześcijaństwo jest religią Bożego działania i oraz ludzkiego działania". W ten sposób mamy naśladować samą Najświętszą Maryję Pannę, która czynnie zaangażowała się w wypełnianie planów Bożych. Jan Paweł II uczy: "Udział w tajemnicy nie oznaczał dla Maryi jedynie Jej biernego przyjęcia i zachowania, ale skłaniał Ją do osobistego wysiłku".
"Jeżeli uczyni się to, co wam powiem..." Bóg i człowiek, a ściślej miłość Boga i współdziałanie człowieka, składają się na "rzeczywistość, która współtworzy historię, a zarazem wyjaśnia jej głęboki sens w perspektywie duchowej, niechętnie przyjmowanej przez współczesną mentalność, pozostającą pod silnym wpływem racjonalizmu". To słowa ks. kard. Tarcisio Bertonego, głównego celebransa wtorkowych uroczystości pogrzebowych w Coimbrze. Również on zwraca uwagę na obowiązek zaangażowania się każdego z nas w misję, która była udziałem Siostry Łucji.
Religia współdziałania... Ta definicja Jana Pawła II odnosi się w pełni do tego elementu chrześcijaństwa, jakim od stulecia stała się Fatima. Dzieje Fatimy to współdziałanie Boga i człowieka. Bóg otworzył przed ludzkością nowe drogi, wskazał nowe horyzonty. Jednak to, jak pobiegły losy świata nakreślone w objawieniach fatimskich, zależało (i zależy!) już od każdego z nas.
Oto ludzka godność! Człowiek jest partnerem Boga. Jest współodpowiedzialny za dzieje świata. Od jego "liberum veto" zależy zrealizowanie się lub nie Bożych planów wobec ludzkości.
Wincenty Łaszewski